sobota, 2 sierpnia 2014

10. I believe in you...

*Harry*
Zazdrość.
Uczucie tak cholernie przeze mnie zapomniane szturmem owładnęło cały moj umysł, kiedy zobaczyłem jak ciemnowłosy dupek rozmawia z Faith.
Powinienem był to wszystko zatrzymać już dawno, powinienem był odpuścić. Jednak teraz, gdy znów jestem wystawiony na próbę, gdy znów jestem narażony na uczuciowe zniszczenie, nie mam siły tak zwyczajnie się odwrócić. Poświęciłem już dla Faith swoją obojętność, teraz czas, by ona zaprzepaściła swoje uczucia dla mnie. Chcę tylko rozwiązania tej chorej tajemnicy, nie chcę jej, ani jej serca.
Przymknąłem oczy, starając się uspokoić. Nie mogę, kurwa, nie mogę dać mu się sprowokować, bo to będzie oznaczało dla mnie oglądanie świata przez kraty w oknach.
- But first... let me take a selfie! - po autokarze rozległ się głos tego gnoja i śmiech Faith.
Zazdrość bawi się mną w najlepsze, testując moją wytrzymałość. To jest, kurwa, chore.
Co takiego ma on, czego nie mam ja?
Dlaczego przy każdym jednym słowie obdarowywany jest szczerym uśmiechem Faith?
Dlaczego to właśnie on słyszy jej słodki, jak echem odbijający się w głowie śmiech? Dlaczego przy mnie ten piękny dźwięk zamienia się w płacz? Czy on opowiada jej tak dobre żarty? Nie, napewno nie... jestem pewny, że Faith śmieje się z nich tylko z grzeczności.
Mógłbym być lepszy od niego. Potrafiłbym rozbawić ją jeszcze bardziej. Potrafiłbym tak samo troskliwie objąć ją ramieniem i przytulić. Potrafiłbym sprawić, że byłaby szczęśliwsza.
Czy wogóle jest szczęśliwa, teraz, przy nim? Czy tak wygląda jej szczęście? Jeśli nie, to jak ono się objawia?
Nie wiem, kurwa, nie wiem, bo nigdy nie widziałem jej szczęśliwej.
Chciałbym móc wiedzieć, dlaczego jej domniemane szczęście, przy mnie zawsze zamienia się w przerażenie.
Dość.
Moje życie przypomina jeden wielki pieprzony bałagan.
Moje myśli składają się z setki całkowicie kontrastowych urywków.
Ja już, kurwa, wariuję.
Wpierw mówię sobie, że nie chcę jej, jej miłości, jej serca. Potem myślę sobie, że mógłbym być dla niej lepszy od jakiegoś miłego, troskliwego kretyna. Ostatecznie stwierdzam, że może jednak trochę jej chcę przy sobie, tak jak facet pragnie kobiety.
Co ona ze mną zrobiła? Przez ostatnie pieprzone lata nikt nie dał rady wykrzesać ze mnie nawet odrobiny emocji, a ta dziewczyna pojawiła się znikąd w moim życiu i wszystko przewróciła do góry nogami.
Dość.
*Faith*
- Harry? - położyłam dłoń na jego ramieniu, na co wzdrygnął się, łapiąc samoobronnie moją dłoń. Cicho pisnęłam z zaskoczenia, a on otworzył oczy. - Zaraz będziemy na lotnisku.
- Przepraszam, to był odruch. Zamyśliłem się. - westchnął i uśmiechnął się słabo, puszczając moją dłoń.
- Czy wszys... zresztą, nieważne. - nie chcę, by znów się na mnie wkurzył.
- Faith, możesz zapytać mnie o co tylko chcesz, nie musisz się mnie bać. - brzmi smutniej niż zazwyczaj, kiedy tak nostalgicznie odwraca wzrok w stronę szyby.
Czasem mam wrażenie, że Harry czyta mi w myślach.
- Czy wszystko jest w porządku?
- Mhm. - odpowiedział krótko. - Nie musisz ze mną siedzieć, jeśli tego nie chcesz, KOLEGA na ciebie czeka. - duma kolejny raz wzięła nad nim górę.
- O co ci chodzi? O Jay'a?
- Faith, jeżeli masz zamiar mnie wkurzyć to daruj sobie, dobrze? - wszedł mi w słowo. - Naprawdę jestem na skraju cierpliwości, więc mnie, kurwa, bardziej nie testuj.
- Dobrze. - rzuciłam słabo, wstając z fotela i zabierając swoją dłoń z jego ramienia. Nie zamierzam się mu narzucać.
Rozejrzałam się po pojeździe, który okazał się być już całkowicie opustoszały. Tak się przejęłam Harry'm, że nie zauważyłam, że jesteśmy już na lotnisku, a wszyscy uczniowie opuścili autokar.
~*~
- Wszystkich straszysz, przestań, proszę. - poprosiłam, podchodząc do Harry'ego opierającego się o jedną ze ścian lotniska. Wyglądał na nieźle wkurzonego, co wywoływało we mnie mieszane uczucie niepokoju i zmartwienia.
- Z czym mam przestać? Przecież nikomu nie robię krzywdy. - westchnął, przenosząc na mnie swoje przeszywająco zielone spojrzenie.
- Wyglądasz jakbyś miał zamiar kogoś zabić spojrzeniem.
- Mam sobie oczy wydłubać, żeby przestać ich straszyć? - wywrócił oczami. Mimo irytacji, jego cierpliwość jest zaskakująca. - Wracaj do kolegów, pewnie już się zakładają o to, ile czasu mi zajmie uderzenie cię. - zranienie było wyczuwalne w jego głosie, dając mi do zrozumienia, że dziś Harry ma dużo bardziej refleksyjny humor, niż zazwyczaj. Chyba nigdy tak naprawdę nie zastanawiałam się, co musi czuć, widząc paniczne przerażenie, które wywołuje w nastolatkach. Rozbawienie tym jest tylko powierzchowne, wiem, że pod powierzchnią usłaną jego dumą to wszystko zostawia na nim rysę. Rysę, która tylko wzmacnia jego odcinanie się od wszystkiego i wszystkich.
- Nie uderzysz mnie. Jesteś jaki jesteś, ale wiem, że nigdy nie podniósłbyś ręki na dziewczynę.
- Wow, nie masz mnie za najgorszego potwora? Nowość.
- Przepraszam.
- Za co?
- Ja... sama już nie wiem... ugh, po prostu już pójdę. - przepraszam za to, że jestem suką, która przyprawia cię o więcej rys pod powierzchnią bezuczuciowego drania...
- Nie, Faith, nie idź, proszę, zostań. - poprosił, więc zostałam. Chcę nacieszyć się jego łatwo ulotnym spokojem, chcę go zrozumieć.
- Powiesz mi co się dzieje? - spytałam łagodnie, sięgając po dłoń Harry'ego zaciśniętą w pięść. Chłopak dokładnie obserwował każdy mój ruch, gdy opuszkami palców wodziłam wzdłuż jego pobielałych kostek. Gładziłam je, lekko pocierałam. Dokładnie mu się przyglądałam, widząc jak rysy jego twarzy łagodnieją. Nie odezwał się. Delikatnie spróbowałam wsunąć palec, pod jego palce przyciśnięte do wnętrza dłoni. Harry z rezerwą pozwolił mi na to, nie wiedząc do czego zmierzam. Uśmiechnął się delikatnie, jakby dając mi tym pozwolenie na kontynuowanie. Powoli rozluźniałam jego uścisk, delikatnie odciągając każdy jeden palec od jego dłoni.
- Dlaczego to robisz, Faith? Dlaczego jesteś dla mnie taka miła, gdy ja zachowuję się jak skurwiel? - szepnął.
- Bo wiem, że jest w tobie dużo dobrego, Harry. - odparłam równie cicho, łapiąc chłopaka za rękę. - Powiesz mi, co sprawiło, że byłeś taki spięty?
- Byłem zwyczajnie zazdrosny, Faith. - to było ostatnie, co spodziewałam się usłyszeć.
- O mnie?
- To dla ciebie tu jestem.
- Nie możesz się tak wkurzać za każdym razem, gdy będę tylko wygłupiała się z przyjacielem. Jay i ja robimy to codziennie w szkole, to nic wielkiego. - zapewniłam, delikatnie głaszcząc dłoń Harry'ego kciukiem.
- Chcę cię poznać, Faith. I chcę, żebyś ty poznała mnie. Daj mi na to szansę. - poprosił po chwili ciszy. Nie odezwałam się, patrząc mu ciągle w oczy. Tak bardzo chcę wierzyć każdemu jego słowu. - Bądź moja i tylko moja na tej wycieczce. - szepnął, pochylając się nade mną. Krótki i czuły pocałunek, który złożył na moich ustach sprawił, że moje serce zabiło szybciej. Dopiero teraz dotarło do mnie jak cholernie mocno pragnęłam usłyszeć takie słowa właśnie od niego.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

9. Battlefield.

*Harry*
"Zobaczysz, w poniedziałek spieprzę ci tak daleko, że nieważne jak bardzo będziesz się starał - nie znajdziesz mnie, Harry!"
Te wykrzyczane przez Faith słowa ciągle jak echem odbijały się w mojej głowie, z każdą chwilą jeszcze bardziej mnie wkurzając.
Czy mówiła prawdę? Czy zamierza gdzieś przede mną uciec? Pieprzona awantura, którą jej zrobiłem doprowadziła do tego, że dziewczyna wyznała w złości, że od kilku dni planuje mi spieprzyć. Kłamała?
Nie, napewno nie. Kurwa to jest najgorsze - wiedza, że Faith nie potrafiłaby kłamać.
Czyli to prawda - Faith w taki sposób zaplanowała pozbycie się mnie na jakiś czas z jej życia.
Czy dziewczyna planuje uciec sama, czy z kimś? Z jakimś mężczyzną? Jeśli tak to urwę mu jaja. Faith jest moja. Moja dopóki jej nie przepieprzę. Moja dopóki nie rozwiążę tej chorej tajemnicy związanej z wisiorkiem. Moja.
- Kurwa byłem już tak bliski jej zaufania! - krzyknąłem, uderzając pięścią w kierownicę.
Dowiem się. Dowiem się, gdzie Faith planuje uciec i przeszkodzę jej w tym. Dowiem się.
"Jesteś taki zimny, bezuczuciowy, Harry! Traktujesz mnie jakbym była twoją własnością! Nienawidzę cię!"
Zacisnąłem dłonie na kierownicy, wciskając gaz do dechy. Licznik z każdą sekundą pokazywał coraz większą prędkość, ale totalnie się tym nie przejąłem.
Kogo obchodzi z jaką szybkością jadę i jakie to może mieć konsekwencje? Nikogo. To smutne i prawdziwe. Nikt nie czeka na mnie w domu. Dla nikogo nie znaczę więcej ponad pieprzone nic. Nikt nie jest w stanie pokochać mnie w sposób, którego oczekuję. Nikogo nie obchodzę. Żyję sam dla siebie i nikt nie przejąłby się gdybym teraz, jadąc w ciemności wyłączył światła i zdał się na los.
I bardzo dobrze. Nie potrzebuję żadnej z tych kretyńskich rzeczy w swoim życiu. Nie potrzebuję tej pieprzonej miłości.
Zresztą miłość to nic innego jak kłamanie prosto w oczy. Mówisz, że kochasz, a zdradzasz, odchodzisz pod pierwszym lepszym pretekstem, odrzucasz... Miłość polega na pustych zapewnieniach, obietnicach, które potem wzajemnie niszczą.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie potrafię kochać i że nie potrafiłbym stworzyć prawdziwego związku. Ja o tym wiem i tego nie ukrywam. Nigdy nie wmawiałem moim panienkom, że je kocham. Nigdy nie obiecywałem im, że będę je kochał aż do śmierci. Nigdy nie przyrzekałem, że będę im wierny. Nigdy nie zapewniałem, że ich nie zostawię. Wyraźnie je informuję, że jedyne czego chcę od nich to pieprzenie się. Jestem w porządku, bo nie karmię ich pustymi obietnicami, których wiem, że nie spełnię. Jestem bardziej fair w tym "uczuciowym" świecie niż te wszystkie gruchające do siebie zakochane papużki.
Kiedyś kochałem. Kiedyś obiecywałem, że będę jej wierny. Kiedyś przyrzekałem, że będę z nią już zawsze. Kiedyś.
Teraz wiem, że nie ma czegoś takiego jak miłość. Są tylko puste obietnice bez pokrycia.
"Cześć, Harry!"
Nie. Nie będzie się ze mną żegnała, nie dopóki ja nie pożegnam się z nią.
Gwałtownie nacisnąłem hamulec, zatrzymując się z piskiem opon. Nie trudziłem się nawet, żeby zjechać na pobocze. Po prostu westchnąłem i włączyłem światła awaryjne, mając samochód zaparkowany na środku drogi wyjazdowej z Londynu. Nerwowo postukiwałem palcami o kierownicę, wybierając numer Louisa i czekając aż odbierze. Mruknąłem z niezadowoleniem, kiedy dostrzegłem na zegarze samochodowym godzinę. Chłopak pewnie teraz zabawia się z Eleanor i nie w głowie mu odbieranie telefonu. Cóż, Louis ma pecha, będę dzwonił do niego aż do skutku.
Wreszcie po kilku nieudanych próbach skontaktowania się z przyjacielem, zdyszany chłopak odebrał telefon.
- Cześć, Louis. Jest gdzieś obok ciebie Eleanor? Muszę z nią porozmawiać. Mam nadzieję, że doszła do siebie szybciej, niż ty.
*Faith*
- Dziewczyny, spędzimy tydzień na wycieczce szkolnej w Alpach! Czuję, że to będzie genialne! - wyszczerzyła się Jade, kiedy całą naszą paczką czekałyśmy na zbiórce pod budynkiem naszego liceum.
Za dokładnie dwie godziny będziemy razem z całą naszą klasą w samolocie do Włoch. Za dokładnie dwie godziny uwolnię się od Harry'ego. Za dokładnie dwie godziny rozpocznie się definitywnie najlepsza wycieczka szkolna kiedykolwiek.
- "Tydzień w Alpach" to brzmi fantastycznie! - uśmiechnęłam się do przyjaciółek, siadając na leżącej obok mnie torbie podróżnej.
Wszystkie czekałyśmy na tą tygodniową wycieczkę już od września. Odliczałyśmy dzień za dniem przez prawie trzy miesiące i zaplanowałyśmy dokładnie każdy szczegół. To nasza pierwsza wspólna szkolna wycieczka - musi być idealna.
To dla mnie nie tylko tydzień w Alpach, ale także tydzień bez Harry'ego. Tydzień bez niepokoju, że chłopak jest gdzieś w pobliżu. Tydzień bez jego traktowania mnie przedmiotowo. Tydzień bez jego lodowatego wzroku. Tydzień bez krzyczenia. Tydzień bez strachu. To wszystko sprawia, że czuję się jeszcze bardziej podekscytowana.
- Zgadzam się z tobą Faith, to definitywnie brzmi fantastycznie! - przytaknęła Elena, klaskając w dłonie z podekscytowania.

~*~
- Louis!
- Liam!
Pisnęły Eleanor i Danielle, zrywając się do pozycji stojącej i podbiegając do swoich chłopaków. Oni objęli je w tali i pocałowali na powitanie, witając je czułym słowem.
Pewnie uśmiechnęłabym się na ten widok, gdyby nie coś dużo gorszego czającego się za ich plecami. Zawsze ZAWSZE kiedy zaczyna być dobrze musi pojawić się jakieś "ale".
Mój żołądek zacisnął się w pieprzony supeł w momencie, kiedy za plecami chłopaków przyjaciółek dostrzegłam... jego. Stał oparty o swój samochód z tym przebiegłym uśmieszkiem, uparcie wpatrując się we mnie. W przypływie odwagi i złości podniosłam się ze swojej torby i pewnym krokiem podeszłam do niego. Nawet się nie poruszył, nie wykonał żadnego, najmniejszego ruchu. Po prostu patrzył na mnie tak jak drapieżnik obserwujący swoją ofiarę.
- Co. Ty. Tu. Robisz. Harry. - wycedziłam przez zęby, mierząc się odważnie z jego nieprzerwanym spojrzeniem. Nie to, że nagle ze mnie taki chojrak, po prostu wiem, że jeżeli okarzę mu chociażby odrobinę słabości, Harry to wykorzysta.
- Też się cieszę, że cię widzę, Faith. - uśmiechnął się głupkowato.
- Nie bawią mnie twoje gierki, pytam serio.
- Dlaczego od razu tak ostro, kochanie? Chociaż wiesz... kręci mnie to, Faith. Lubię ostre. - zaśmiał się Harry.
- Jesteś okropny. - mruknęłam, krzywiąc się nieznacznie. - Nie mówisz to nie. Nie zamierzam marnować czasu na rozmowę z TOBĄ.
- Grzeczne dziewczynki nie mówią tak podłych rzeczy...
- Nie jestem grzeczna, nie odkąd cię poznałam. Będąc grzeczną przy tobie skazałabym się na ciągłe pomiatanie. - weszłam mu w słowo. - Jednak... może faktycznie trochę przesadziłam... ja... ugh, przepraszam, okej? 
- Oh, Faith... słodka, Faith. - roześmiał się chłopak, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. - Myślę, że twoja ucieczka ci nie wyjdzie, nie tym razem, skarbie. I bynajmniej ja nie zamierzam przepraszać za pokrzyżowanie twoich planów.
Wraz z jego słowami gorycz porażki sprawiła, że chce mi się płakać. To miało wyglądać inaczej, miałam się przecież uwolnić od niego.
- Oczywiście, że wyjdzie. Przecież... przecież nie możesz tak po prostu zabronić mi jechać, nie masz prawa.
- Przyznaję, nie mogę cię zatrzymać. Lecz zawsze mogę jechać z tobą na wycieczkę. 
- Nie jesteś uczniem tej szkoły, nie możesz jechać. To tylko twoja kolejna gierka, przyznaj się. Kłamiesz, żeby mnie wkurzyć.
- Nie, kotku, przykro mi. - westchnął Harry. - Racja, uczniem nie jestem, ale zwolniło się kilka miejsc, więc dyrekcja pozwoliła nam jechać z wami. Czy to nie wspaniałe, Faith?
Kolejny raz poczułam jak robi mi się słabo. Harry jest wszędzie i nigdzie. Wie wszystko, bo ma tych swoich pieprzonych informatorów. Znajdzie mnie gdziekolwiek się udam. Poczułam się przez to wszystko jak w pułapce. Harry złapał mnie, kolejny raz, a ja im dłużej się szamocę i opieram, tym gorzej się to dla mnie kończy.
- Trzymaj się ode mnie daleko, Harry. Mam dosyć tych twoich podchodów.
*Harry*
Po krótkiej, lecz ostrej wymianie zdań wkurzona Faith odeszła ode mnie na kilka metrów, zapewne próbując ochłonąć. Cóż, dziewczyna nie wydała się zbyt szczęśliwa z powodu naszego wspólnego wyjazdu, ale wkrótce przywyknie do mojego towarzystwa, jestem tego pewny.
Martwi mnie jedynie fakt, że widzę spojrzenia rówieśników Faith, które padają na nią. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jakie łatki przyszywane są moim partnerkom i jak bardzo potrafią one uprzykrzyć życie.
Boję się, że Faith nie poradzi sobie z napięciem, które napewno nastanie po jej powrocie do grona kolegów. Jednak jeżeli ktoś z nich z mojego powodu obrazi lub zrani tą blondynkę, to obiecuję, że nie będę za siebie wtedy ręczył.
_____________________________________________
♥ Rozdział krótki, ale mam nadzieję zachęcający do dalszego czytania. :) 
♥ Następne rozdziały przewiduję zdecydowanie dłuższe z powodu większej ilości wolnego czasu, który teraz mam. :)
 ♥ Czytasz = Komentujesz :)
P.S. Kolejny rozdział pojawi się dopiero po 13 lipca, ponieważ najbliższe 2 tygodnie spędzę poza domem. :)
Całuję.

sobota, 31 maja 2014

8. One less problem?

*Faith*
- Puszczaj mnie! – krzyknął Harry.
- Trochę grzeczniej, Styles. Trochę grzeczniej. Ręce za głowę! – powiedział nieprzyjemnym tonem policjant, starając się powstrzymać ciągle szamoczącego się w jego uścisku Harry’ego. Dlaczego chłopak po prostu się nie uspokoi i nie przestanie pogarszać swojej sytuacji? I tak narobił sobie już problemów. Jak tak dalej pójdzie trafi do aresztu. – Przestań się szarpać i tak ci to nic nie da, Styles!
- Przestanę, jeśli twój przyjaciel po fachu puści dziewczynę! Ona jest delikatna, niech on nie zaciska tak swoich łap na jej ramionach! Będzie miała przez niego siniaki!
- Szarpiesz się właśnie po to? Żeby ją puścił? – policjant uniósł do góry brwi, skuwając ręce Harry’ego kajdankami.
Nie tylko on nie potrafi w to uwierzyć. Czy to możliwe, że chłopak naprawdę się o mnie troszczy? Czy jest to tylko jego kolejna gierka?
- Tak! Właśnie po to! Szlag mnie trafia, kiedy patrzę jak on z nią postępuje! – warknął.
- John, skoro tak, to ją puść. Nie wydaje mi się by była w coś z nim zamieszana. – westchnął policjant, a jego kumpel imieniem John zwolnił uścisk na moim ramieniu, patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem. W duchu cholernie dziękowałam za to Harry’emu, uścisk mężczyzny był naprawdę mocny i bolesny.
Przygryzłam wargę w momencie, w którym Harry zaprzestał swojej walce z policjantem. Naprawdę szamotał się z nim po to, by mi pomóc? Jeśli tak, to jest to tak cholernie słodkie… Harry i słodycz?
- Oczywiście, że nie jest w nic zamieszana. Myślisz, że taka urocza kruszynka byłaby w stanie mieć jakiekolwiek problemy z prawem? Pierdalnij się. – westchnął Harry, spoglądając na mnie z łagodnym wyrazem twarzy.
- O nic jej nie oskarżam, Styles. – odparł zmęczonym głosem policjant, pocierając palcami o skroń. – Pójdziesz z nami. Cela w areszcie już czeka.
- Super. – Harry uśmiechnął się ironicznie, kopiąc kamyczek, który powoli potoczył się w moją stronę i obił o moje buty.
- Nie wiem, czy wiesz, ale za ten numer jak nic wytoczą ci sprawę. Niszczysz sobie życie, wiedziałeś, że za każdy twój kolejny wybryk grozi ci więzienie.
- Co? – spytałam zszokowana, odzywając się po raz pierwszy od momentu przybycia tu policji.
Nie, nie, nie. Jakie więzienie? Jaki areszt? Co do cholery?
Mój żołądek zacisnął się w strachu, że ten scenariusz mógłby okazać się prawdą. Wyobraźnia zaczęła płatać mi figle, a obrazy Harry’ego siedzącego za kratami zaczęły prześladować mój umysł w ciągu kilku sekund.
Dlaczego tak bardzo przeraziła mnie ta możliwość? Przecież boję się go… Przecież wtedy moje życie powróciłoby do normalności… Prawda?
- Wyjaśnię ci to innym razem, Faith. – zwrócił się do mnie miękkim głosem Harry, na co tylko kiwnęłam głową. – Odwiezie ją pan? Proszę, muszę mieć pewność, że jest bezpieczna.
- Ugh, odwiozę. – zgodził się policjant imieniem John, ponownie kładąc rękę na moim ramieniu i uśmiechając się do mnie lekko.
- Dzięki, tylko ręce przy sobie, bo jak coś jej zrobisz to ci je odrąbię!
- Harry! – zganiłam go.
- No co? Mówię tylko to, co myślę. Doskonale wiesz, że dostaję pierdolca, kiedy myślę, że ktokolwiek poza mną mógłby cię tknąć. – trochę psychopatycznie to zabrzmiało, ale nie tak bardzo jak za pierwszym razem, kiedy usłyszałam od niego coś podobnego. Tamto brzmiało tak przerażająco, a to było takie… urocze? Nie wiem, czy to odpowiednie słowo.
Zaraz…
„Ktokolwiek poza mną mógłby cię tknąć”… A może…?
Harry jeszcze nie wie, że właśnie zapewnił sobie jebane alibi.
- Uhm, wiem. – kiwnęłam głową, uśmiechając się do niego słabo. – Panie policjancie…
- Inspektorze. – poprawił mnie trzymający Harry’ego policjant, na co chłopak tylko prychnął pod nosem i wywrócił oczami.
Ugh, wszystko jedno. Policjant, czy inspektor, kogo to obchodzi? Na pewno nie mnie, na pewno nie w tym momencie.
- Okej… Panie inspektorze, czy mogę z panem porozmawiać? Na osobności?
- No nie wiem…
- Proszę, to ważne.
- No dobrze, odejdźmy trochę na bok i tam porozmawiamy, może być? – zaproponował inspektor, na co tylko kiwnęłam głową.
- Faith? – zwrócił się do mnie zaskoczony Harry. – O co chodzi? – nie odpowiedziałam. Zamiast tego podeszłam tylko do niego i położyłam mu dłonie na ramionach.
- Panienko?
- Chcę go tylko przytulić, proszę. To przecież nic złego. – odparłam cicho, jeszcze bardziej dezorientując Harry’ego. Skuty jest taki bezbronny… Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, po czym stanęłam na palcach i zbliżyłam swoje usta do jego policzka, całując go w niego. – Wyplątam cię z tego, ale zaufaj mi i potwierdź wszystko co zeznam. – zdążyłam szepnąć jeszcze na tyle cicho, by tylko on mnie usłyszał i powróciłam na swoją wysokość, zerkając na niego. Chłopak zmarszczył brwi, ale kiwnął jedynie głową, uśmiechając się słabo. Mam nadzieję, że jego ego nie weźmie nad nim góry i potwierdzi moje słowa. – Chodźmy, panie inspektorze. – zwróciłam się do niego. Mężczyzna ‘przekazał’ Harry’ego policjantowi John'owi, po czym odszedł ze mną kawałek dalej.
- Więc o co chodzi?
- Nie chciałam tego mówić przy Harry’m, wie pan… Jego ego jest strasznie rozbudowane i nie wyznałby panu powodu, dlaczego pobił tego chłopaka. – powiedziałam zmartwionym głosem. Zimny dreszcz przeszedł przez moje plecy, kiedy przypomniałam sobie wygląd twarzy Jason’a w momencie, w którym zabrała go karetka. – To istotne dla jego motywu, nie chcę żeby miał przeze mnie problemy. Cała ta bójka to moja wina.
- Co masz na myśli mówiąc, że to twoja wina?
- Harry i ja jesteśmy razem. – ‘wyznałam’. Sama nie wierzę, że takie zdanie przeszło przez moje gardło. – On i Jason… nie lubią się. Słyszał pan jaki Harry ma stosunek do mnie i tego kto mnie dotyka. Jason o tym wiedział i już wcześniej próbował dobrać się do mnie i do przyjaciółki Harry’ego… – skłamałam, dramatycznie załamując głos. W moich oczach zaszkliły się łzy, a podbródek zaczął drzeć. Wow, nie wiedziałam, że potrafię na zawołanie wykrzesać z siebie tyle emocji. – Powiedziałam mu to, a akurat dziś, kiedy tędy przechodziliśmy, zobaczył Jason’a pierwszy raz od tamtego wieczoru. Chciał mu powiedzieć, żeby trzymał się ode mnie daleko, ale on go sprowokował. Harry był zły na niego i nie zapanował nad sobą. Wiem, że złość nie usprawiedliwia jego zachowania, wiem, ale niezaprzeczalnie są to jakieś okoliczności obronne, zrobił to by mnie ochronić. Nie chcę, żeby Harry szedł do aresztu przeze mnie, nie chcę. – pokręciłam głową, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
Kłamię ze świadomością, że jest to karalne. Czuję się z tym źle, ale robię to w słusznej sprawie. Harry nie zasługuje na sprawę w sądzie, na pewno nie. W końcu na imprezie obronił mnie przed Nathanem.
- Proszę nie płakać, panienko. – zwrócił się do mnie inspektor, lekko głaszcząc po ramieniu. – Ciężko mi cokolwiek powiedzieć, Harry święty nie jest i…
- Nie wierzy mi pan? – spytałam urażona, a po moim policzku spłynęło więcej łez.
- Wierzę. – westchnął. – Zróbmy tak – jeśli pokrzywdzony nie wniesie oskarżenia, Styles jest wolny. Okoliczności jakie przedstawiłaś, zdecydowanie są okolicznościami łagodzącymi.
- Dziękuję, inspektorze. – powiedziałam cicho.
- Tylko dopilnuj, żeby nie robił już żadnych głupot, okej? Widać, że masz na niego dobry wpływ, a jego sytuacja… nie jest prosta. I zgłoś się jutro na komisariat, żebyśmy mogli spisać twoje zeznania, takie są procedury.
- Dopilnuję. – uśmiechnęłam się lekko, idąc z inspektorem z powrotem w stronę Harry’ego i policjanta John’a.
Nie sądziłam, że ta rozmowa pójdzie aż tak dobrze, naprawdę.
Mam nadzieję, że inspektor nie napomknie nic o tej sprawie mojemu ojcu. Nie okłamię go, nie ma mowy. On zna mnie zbyt dobrze, skapnie się, że naciągam prawdę.
*Harry*
Szlag mnie trafia, kiedy czuję na swoim ramieniu łapę tego gościa, który miał czelność tak bezczelnie potraktować Faith. Jak mógł ją brutalnie opleść ramionami i dosłownie szarpiąc, odciągnąć ode mnie na kilka metrów? Próbowała mnie tylko powstrzymać, nie zasłużyła na takie potraktowanie, napewno nie.
Szlag mnie trafia, kiedy myślę, że to moja wina, że to przeze mnie musiała się tak bardzo przestraszyć. Jej przerażony głos krzyczący moje imię i moja cholerna bezradność, kiedy dociskany do ziemi, nie mogłem się ruszyć. Właśnie wtedy na jej twarzy pojawił się grymas od nieustającego mocnego uścisku tego gnoja. Właśnie wtedy ten cholerny strach o nią ogarnął moje ciało, a ja nie mogłem nic zrobić, by jej pomóc.
Dawno nie czułem tego rodzaju strachu… i doskonale wiem, że ja… ja po prostu… nie powinienem go poczuć, nie teraz. Fakt pojawienia się go, przeraża mnie, bardzo. To nie może się dziać, nie teraz. Wszystko tylko nie znów to chore uczucie, proszę.
Szlag mnie trafia, kiedy patrzę jak ten inspektor głaska ją po ramieniu, uspokajając. Dlaczego do cholery jasnej ona płacze? Nie wiem jak wiele łez wypłynęło z jej oczu, ale wiem, że każda boli mnie coraz bardziej.
Szlag mnie trafia, kiedy przypominam sobie, że to właśnie ja już wiele razy byłem powodem jej łez. Czy teraz też płacze przeze mnie? Mój żołądek niespodziewanie zacisnął się w supeł, gdy tylko taka ewentualność przeszła przez mój umysł. Nie może znów przeze mnie płakać, nie chcę żeby płakała przeze mnie. W dziwny sposób zależy mi na niej i samo wspomnienie jej drżącego od płaczu ciała sprawia, że mam ochotę trafić za to do więzienia. Dlaczego muszę mieć tak pojebany charakter, który sprawia, że boi się mnie na tyle, by płakać?
Jak mogę ją tak bardzo krzywdzić?
Jak mogłem dopuścić do tego, że nazwała mnie swoim koszmarem?
Za każdym razem wspomnienie jej słów boli tak samo.
Zamyślony, nie zauważyłem nawet, że Faith stoi już obok mnie, a inspektor z westchnieniem zdejmuje kajdanki z moich nadgarstków. Zaskoczony zmarszczyłem brwi, spoglądając na niego pytająco.
Co jest?
- Masz ostatnią szansę, Styles. Jesteś wolny. Podziękuj swojej dziewczynie. – uśmiechnął się lekko inspektor, kiedy pocierałem delikatnie palcami o swoje lekko poocierane od kajdanek nadgarstki.
Dziewczynie? Mojej dziewczynie? Co do cholery?
Mój wzrok padł na Faith. Co ona wykombinowała?
- Um. Dziękuję, Faith. – powiedziałem, zbliżając się do dziewczyny i przyciągając ją do siebie. Jej drobne ciało przylgnęło do mnie, a moje ramiona ciasno oplotły ją, zamykając w opiekuńczym uścisku. Dziewczyna po chwili namysłu wtuliła się we mnie bardziej, ukrywając twarz w mojej koszulce. Usłyszałem tylko jakieś pożegnanie ze strony inspektora i funkcjonariusza John’a, ale naprawdę nie zwróciłem na to szczególnej uwagi. Teraz liczyła się tylko ona, Faith. Sposób w jaki dziewczyna idealnie wpasowuje się w czeluści moich ramion sprawia, że mimowolnie przez mój umysł przebiega myśl, że jest stworzona specjalnie dla mnie.
- Tak bardzo się bałam, Harry… Nigdy więcej, tak nie rób, proszę. – wyszeptała w moją koszulkę przez co ledwo ją zrozumiałem. Przygryzłem nerwowo wargę, czując jak od tych słów kolejny raz zaczynam tracić grunt pod nogami. Niech nie mówi, że się mnie boi, że jestem jej koszmarem, błagam, niech ona tego nie mówi…
- Nie zrobię. Przepraszam, Faith. Nie chciałem żebyś była świadkiem takiej sytuacji, nie chciałem, żebyś się bała. – powiedziałem to, co miałem na myśli i pogłaskałem dziewczynę delikatnie po jej długich blond włosach. – Wracamy? Opowiesz mi wszystko w drodze powrotnej, dobrze? – spytałem, na co tylko delikatnie kiwnęła głową, odrywając swoje ciało od mojego.
Teraz dopiero zdałem sobie z tego sprawę. Z tego co zaczynam czuć do Faith. To wszystko powoli mnie ogarnia, a ja sam wiem, że zależy mi na niej dużo bardziej niż powinno. Pieprzona oziębłość i wysokie mury postawione przeze mnie sprawiają, że wszystkie najmniejsze uczucia względem niej odczuwam podwójnie.
Wiem jedno. Muszę to zwalczyć. Muszę sprawić, że raz na zawsze odsunie się ode mnie na tyle, by zostawić moje wybudowane mury obojętności w spokoju. Muszę to zrobić za każdą cenę. Wiem, że wyleje przeze mnie wiele łez, ale ostrzegałem ją, że im dłużej będę musiał czekać, tym dla niej gorzej.

piątek, 28 marca 2014

7. What now?

*Faith*
Kolejny raz starannie wygładziłam dłońmi białą koszulę i poprawiłam swoje czarne rurki, ściśle przylegające do moich nóg, przeglądając się niezmiennie ze wszystkich stron w lustrze. Przygryzłam nerwowo wargę, zerkając na zegarek, który nieubłaganie wybił godzinę siódmą. Każda sekunda spóźnienia Harry’ego będzie dawała mi nadzieję na jego nieprzybycie i zrezygnowanie z naszej nieszczęsnej 'randki'. Zupełnie nie wiem co ten chłopak ma w sobie, ale sprawił, że jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów. Jednak najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nie wiem już sama, czy moje zdenerwowanie ma związek ze strachem, który we mnie wywołuje, czy z ekscytującym podnieceniem, które ogarnia mnie za każdym razem, gdy znajduję się blisko niego. Zamyślona, pisnęłam cicho i wzdrygnęłam się w momencie, w którym dźwięk nowej odebranej wiadomości rozległ się po pokoju. W tym momencie zdecydowanie strach wziął górę nad moim podnieceniem. Biorąc głęboki oddech z ociąganiem sięgnęłam po swój telefon. Jedna nieodebrana wiadomość od nieznanego numeru. Westchnęłam.
„Czekam na zewnątrz, maleńka. Wybacz kilkuminutowe spóźnienie, obiecuję, że niegrzecznie ci je wynagrodzę. Ah, i nawet nie próbuj się wykręcać, doskonale wiesz, że i tak ci to nic nie da. x”
Nerwowo wbiłam paznokcie w swoje odkryte ramię i wywracając oczami schowałam telefon do torebki. Widać Harry ma zamiar raczyć mnie swoimi bezczelnymi tekstami nie tylko w momentach, kiedy się widzimy, ale także przez sms-y. Nie zastanawiałam się nawet skąd on do cholery ma mój numer – zdobycie go musiało być dla niego tak proste jak mojego adresu. Kolejny sygnał wiadomości, której już nie miałam zamiaru odbierać, świadczył po prostu o zniecierpliwieniu i irytacji chłopaka. Naprawdę są to ostatnie odczucia, które chcę, aby dziś od niego emanowały, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że zazwyczaj słabo się dla mnie kończą. Westchnęłam. Założyłam jeszcze tylko czarne szpilki i cieniutki sweterek, po czym powoli zeszłam na dół, ostrożnie stawiając każdy kolejny krok zbliżający mnie do Harry'ego. W głębi duszy liczyłam, że opierający się z uśmiechem o framugę drzwi kuchni mój tata jeszcze mnie zatrzyma i nie puści na to spotkanie, ale przeliczyłam się. Mój rodziciel był jedną z kolejnych omamionych urokiem Harry’ego osób. Nie chodziło o jego wizualny, zewnętrzny urok, tylko o to, że ten kędzierzawy chłopak naprawdę umie odpowiednio uśpić czujność zamierzonej przez niego osoby do tego stopnia, aby  zatańczyła tak jak on jej zagra. Posłałam tacie lekki uśmiech i pożegnałam z nim, wychodząc z domu. Od razu dostrzegłam opierającego się o swoje czarne porche Harry’ego z tym jego zarozumiałym uśmieszkiem na ustach. Miałam ochotę mu przywalić prosto w twarz, żeby on chodź na chwilę zszedł z jego twarzy. Kuszące, ale niemożliwe do spełnienia.
Ledwo zdążyłam zbliżyć się do sylwetki Harry’ego, a on już zwinnie przyciągnął mnie do siebie za biodra, kolejny raz ledwo pozwalając mi oddychać, kiedy przyciskał moje biodra do swoich. Czy to jak bardzo narusza tym moją przestrzeń osobistą sprawia mu aż taką przyjemność?
- Miałaś założyć coś seksownego… W moim języku to znaczy krótka sukienka. Zapamiętaj to na przyszłość, kotku. – uśmiechnął się, całując mnie w policzek. Jego jak zwykle mocno zachrypnięty głos sprawił, że mimowolnie zagryzłam dolną wargę, a moje ciało po raz kolejny obiegł dreszcz. Chłopak zaśmiał się dźwięcznie, zakładając mi kosmyk moich blond włosów za ucho. Naprawdę nudziło mnie to pogrywanie sobie z nim w taki sposób... A to wszystko przez moją cholerną słabość do chrypy w głosie! Pierdolę taką politykę!
- Ubrać sukienkę na spotkanie z tobą? Jestem tylko blondyną, ale resztki rozumu mam, wiesz? Ja założę sukienkę, a ty zrozumiesz to jako prowokację ‘przeleć mnie na pierwszym lepszym blacie’! Podziękuję. – prychnęłam, a Harry kolejny raz zaśmiał się gardłowym śmiechem. Co go tak bawi?! Nie wiedziałam, że ze mnie taka jajcarka! A niby moje żarty są nieśmieszne, no kto by pomyślał, patrząc na reakcję Harry’ego?
- Widzę, że szybko się uczysz, mała. Ale spokojnie, jeszcze kilka dni, a sama będziesz mnie o to błagać. – powiedział pewnie z tym swoim uśmieszkiem na ustach, po czym otworzył przede mną drzwi. – Wsiadaj. – polecił. Oh, i znów robi się nieprzyjemnie. Wiedziałam, że za długo było sympatycznie.
- A jaką mam pewność, że nie wywieziesz mnie gdzieś i nic mi nie zrobisz? – westchnęłam. Pełna niepewności patrzyłam to na otworzone drzwi od samochodu, to na stojącego przy nich Harry’ego, w którego oczach pogłębiała się irytacja.
- Musisz mi zaufać. Wsiadaj, albo cię zmuszę. – warknął. Okej, okej, zluzuj gacie, synek. Tak tylko spytałam, a ty od razu się irytujesz. Tak tylko mówię, ale masz problem z odpowiadaniem na zadane pytania. Albo ja mam problem z samą sobą, bo ciągle mówię do siebie w myślach… Eee tam. To on jest psycholem, nie ja. Prawda? Boże, zaczęłam rozmawiać sama ze sobą w myślach, źle ze mną. Niedługo odwiozą mnie przez niego do psychiatryka… Ej, to by nie było takie złe, chociaż tam by mnie nie znalazł! Boże, co ja w ogóle plotę?
- W porządku… - westchnęłam i niepewnie wsiadłam do samochodu chłopaka, który zaraz za mną zamknął drzwi. Harry szybko okrążył swój samochód i po chwili zajął już miejsce obok mnie. Spojrzał na mnie, po czym odpalił samochód i szybko ruszył sprzed mojego domu. Widzę, że niezależnie od tego czy chłopak jedzie motorem, czy samochodem – prędkość dla niego to podstawa. Mam tylko nadzieję, że to co dla niego jest niezbędne, dla mnie nie będzie zgubne…
~*~
Zjedzenie kolacji w towarzystwie Harry’ego to chyba najdziwniejsza z rzeczy jakie kiedykolwiek robiłam w życiu, poważnie. Niby normalna rzecz, zwykły posiłek w restauracji… a to było coś tak ekstremalnego jak skok na bangee. Tak, może przesadzam, ale przez całą kolację udało mi się dobierać tak odpowiednio słowa, żeby go nie wkurzyć. Co najważniejsze udało mi się znieść jego głupkowate dwuznaczne uwagi i nie powybijać mu zębów – postęp.
Chłopak otworzył przede mną drzwi, a ja z westchnieniem wyszłam pierwsza z restauracji. Od razu chłodne październikowe powietrze oplotło moją osobę podmuchem wiatru. Zatrzęsłam się od tego lekko, ale nie zwróciłam na to większej uwagi.  Spojrzałam na Harry’ego, który idąc obok mnie ściągnął swoją marynarkę. Pierwsza moja myśl? Kolesiowi odbiło, bo chce rozebrać się na ulicy, serio. Ku mojemu zaskoczeniu zdjęta przez Harry’ego marynarka została z uśmiechem zarzucona mi na ramiona.
- Dziękuję. – powiedziałam cicho i spojrzałam na niego. To takie dziwne, chłopak potrafi być naprawdę w porządku, jeżeli tylko chce i w każdym momencie mnie nie przeraża.
- Nie ma sprawy. – uśmiechnął się. – Idziemy się przejść, czy wracamy? Pytam, bo chyba ci zimno…
- Jest okej. – odparłam, naciągając rękawy marynarki chłopaka na dłonie. Sama się sobie dziwię, ale… wybrałam spacer z nim, niż wrócenie do domu. Chyba kompletnie zwariowałam, ale to z tego powodu, że mój umysł został chwilowo przyćmiony przez zauroczenie głębokimi dołeczkami, które widnieją w policzkach chłopaka. Awwwh, one są takie urocze! Szkoda tylko, że osoba, która je posiada już tak słodka jak one nie jest.
- To świetnie, chodźmy. – powiedział miękko i objął mnie w pasie. Nie protestowałam, nie chciałam żeby znowu się wkurzał. Zamierzałam zatrzymać stan jego sympatyczności przynajmniej do końca tej naszej randki.
~*~
Powoli spacerowaliśmy po Londynie, idąc w świetle zapalających się już latarni. Skręcając w kolejną uliczkę, mijaliśmy jakiś bar, na który nie zwróciłam większej uwagi. Ale coś obok niego widocznie zaciekawiło, a wręcz chyba wkurzyło Harry’ego. Widziałam jak jego mięśnie zaczynają się napinać, a dłonie zaciskają się w pięści.
- To ten skurwol… Świetnie, że akurat jestem nabuzowany. – powiedział sam do siebie. Podążyłam za jego wzrokiem, który zatrzymywał się na opierającym się o ścianę boczną lokalu chłopaku. Do jego ciała przylegała długonoga, całująca go namiętnie blondyna, którą tamten macał po tyłku. Ugh, rzygać mi się chce, patrząc na całkowity brak szacunku, który chłopak okazuje tej dziewczynie i na który ona mu pozwala. Kiedy po chwili blondynka odsunęła się od niego, uśmiechając pusto, wyglądała na typową cukierkową idiotkę. Sprawa braku szacunku do siebie? Wyjaśniona. Nie, że oceniam ją powierzchownie, ale sposób jej chodzenia okazany przy odejściu od chłopaka, znakomicie okazuje profesję do jakiej się nadaje. Nie, że ją obrażam, czy coś, tak tylko mówię… Ależ ja się ostatnio zrobiłam opryskliwa, zdecydowanie zbyt dużo czasu spędziłam w towarzystwie Harry’ego, to wszystko przez niego, tak zdecydowanie przez niego. Nerwowo spojrzałam na Styles’a, który z coraz większym impetem zaciskał swoje pięści, nie spuszczając oczu z tajemniczego faceta. On pewnie nawet nie wiedział, że jest właśnie obserwowany przez niebezpiecznego chłopaka, który go nienawidzi… A nienawiść Harry’ego mogła nieść różne skutki. Przypuszczam, że wszystkie były negatywne. Oczy towarzyszącego mi chłopaka w jednej chwili zwróciły się w moją stroną. Przeraziły mnie od razu. Były jeszcze gorsze niż te, które miałam okazje już obserwować. Nie wiedziałam, że to wogóle jest możliwe. – Poczekaj tutaj. Nie ruszaj się. Muszę załatwić jedną sprawę i pozbyć się całkowicie swojego wkurwienia. Nie chcę spieprzyć nam randki. – warknął. Halo, koleś? Już to zrobiłeś, bo znowu się ciebie boję? Jesteś aż taki głupi, czy tylko udajesz? Eh. Harry nie czekał nawet na moją reakcję, potwierdzenie, czy też zaprzeczenie, po prostu ruszył w stronę tamtego faceta. Moja świadomość przestała działać poprawnie. Patrzyłam tylko jak chłopak, z którym spędziłam te kilka godzin coraz bardziej zbliża się do tajemniczego osobnika, który odwrócił się w jego stronę. Jason? Cholera, to się nie skończy dobrze, to po prostu nie może skończyć się dobrze. Jason dostrzegł Harry’ego i uśmiechnął się głupkowato, mówiąc coś pod jego adresem, co musiało ewidentnie rozwścieczyć go jeszcze bardziej. – Mamusia już cię nie pozna, gnoju! – powiedział ostro Harry, natychmiast obdarzając chłopaka potężnym ciosem, od którego tamten natychmiast się zachwiał. Pisnęłam z przerażenia. Nie spodziewałam się, że to dopiero początek, naprawdę. W jednej chwili kolejne ciosy rozwścieczonego do granic możliwości Harry’ego zaczęły docierać do twarzy Jason’a, który już po kilku leżał na ziemi. Ale on na to nie zważał. Jego pięści co chwilę znajdywały się w kontakcie z pół przytomnym chłopakiem, który mimo prób nie dał rady się obronić. Zaczynam sądzić, że gdy Harry wpada w swoją furię to… to nic ani nikt go po prostu nie powstrzyma i nie pokona.
Mimo strachu gromadzonego we mnie biegiem ruszyłam w stronę Harry’ego. Nienawiść istnie emanowała od tego chłopaka co wywołało we mnie jeszcze więcej negatywnych emocji co do niego, a wszystkie pozytywne – wyparowały w tej jednej chwili. Będąc bliżej zdążyłam tylko zobaczyć twarz okładanego Jason’a. Miał całą twarz zalaną krwistoczerwonym płynem, który znajdywał się już również na pięściach Harry’ego. Krew…
- Przestań, proszę! Przestań! – krzyknęłam z przerażenia, łapiąc Harry’ego za ramiona i starając się odciągnąć go od chłopaka. Jednak  pewnie nawet nie odczuł moich szarpnięć, zdawał się mnie nie słyszeć. – Harry, przestań! Zostaw go, on jest nieprzytomny! – wołałam do niego, zalana łzami przerażenia, które ściekały po moich policzkach. Nie kontrolowałam ich. Tak drastycznego momentu jeszcze nigdy nie widziałam na własne oczy, przyrzekam.
- Mówiłem ci kurwa, że masz tam zostać! –  krzyknął na mnie, odwracając głowę w moją stronę. Jego ciemne oczy przeszyły lodowatym spojrzeniem moją osobę. Teraz nie mogłam stchórzyć. Naprawdę nie mogłam. Musiałam wreszcie przeciwstawić się chłopakowi, żeby ocalić już nieprzytomną osobę. Mimo moich nieudolnych prób powstrzymania Styles’a jego pięści teraz nie zważały na nic. Trafiały gdzie tylko mogły, byleby tylko były trafne. Kolejny raz spróbowałam odciągnąć Harry’ego za ramiona, kiedy ja sama po prostu zostałam opleciona od tyłu silnymi, męskimi ramionami i odciągnięta do tyłu. Pisnęłam, próbując wyrwać się z mocnego uścisku, jednak moje szarpania i tak nic nie dawały. Cholera jasna, dostanę po ryju jak nic, ewentualnie mnie zapierdolą, albo gdzieś wywiozą. Pieprzony Styles, to wszystko jego pieprzona wina!
- Harry! – zawołałam. Jedyną osobą, która może mi teraz pomóc jest właśnie on. To takie popierdolone uczucie wiedzieć, że moje życie może zależeć właśnie od niego.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, ale w momencie, w którym mnie zauważył, skutecznie został odciągnięty w bok, powalony na ziemię i przyciśnięty do niej. Przestałam się szarpać i piszczeć dopiero w momencie, w którym zobaczyłam jaskrawo-żółty napis na kurtce mężczyzny obezwładniającego Harry’ego. Zamarłam. Kurwa mać. Policja.
_____________________________________________________
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale mam taki zapiździel w szkole, że nic sensownego sklekucić się nie da, eh. Poza tym ostatnio nawet nie miałam głowy do pisania, bo poszłam sobie na dwór a tu jak nie przyszedł drugi Ksaweruś to mnie tak wypiździło, że ja prdl i teraz jestem przeziębiona, lol. No, ale co tam się tłumaczyć, to mało istotne, prawda?
Dodałabym rozdział wcześniej, ale dopiero teraz mam do tego głowę. Po prostu po spotkaniu moich idoli (ROOM94) byłam tak bardzo podjarana, że chyba nie dodałabym nic co można byłoby nazwać rozdziałem, hahah.


piątek, 7 marca 2014

6. It's in your eyes…

*Faith*
Po porannym spotkaniu z Harry’m nadal nie odzyskałam jeszcze trzeźwości rozumu. Za każdym razem wychodzenie z szoku po zobaczeniu kędzierzawego chłopaka zajmuje mi wiele czasu, a nawet graniczy z cudem. Nie mogę zaprzeczać, że Harry ma w sobie coś intrygującego, coś co sprawia, że chcę poznać go bliżej, jednak nie mogę ignorować strachu, który za każdym razem pojawia się we mnie wraz ze spojrzeniem na niego.
Westchnęłam i poprawiłam bransoletki na nadgarstku, które zakrywały siniaki przypominające mi o mocnym uścisku chłopaka z piątkowej nocy. Nie, nie mogę o tym myśleć, nie mogę pozwolić mu się zastraszyć. Eh, przecież ja już to zrobiłam. Z głośnym trzaskiem zamknęłam za sobą drzwi frontowe i potrząsnęłam głową wyrzucając z niej nieprzyjemne myśli. Bez sensu jest się nimi katować. Póki co mam spokój, Harry narazie zniknął z mojego życia, nawet jeżeli jest to tylko kilka godzin. Szybko ściągnęłam trampki i poprawiając włosy weszłam do salonu, gdzie miałam nadzieję zastać tatę.
- Wróci… - zaczęłam, ale kiedy zobaczyłam osobę, która siedziała wśród papierów, naprzeciwko mojego ojca, zamilkłam. CO?! – łam… - dokończyłam niepewnie. Jestem pewna, że mój pytający wzrok, który natychmiast powędrował na Harry’ego to było coś w stylu ‘co ty tu do cholery robisz?!’.
Tak, to nie był sen…. Rzeczywistością było to, że Harry i mój tata siedzieli razem w salonie, przy stole, przeglądając jakieś papiery i oboje patrzyli na mnie wyczekująco. Dodajmy, że ten kędzierzawy chłopak miał na ustach ten swój uśmieszek, który nigdy nie schodził z jego ust, pomijając jedynie jego momenty furii. Cholera jasna! Co on tu robi?! Naprawdę przestaje mnie to bawić! Chwila, mnie przecież to nigdy nie bawiło.
- Cześć, Faith. – wyszczerzył się Harry.
- Cześć. – odpowiedziałam, siląc się na miły ton. Nie chciałam po prostu robić scen przy tacie, ale obiecuję, że później i tak dopadnę tego kędzierzawego idiotę! Ugh, co ja gadam, przecież później tak, czy tak to on dopadnie mnie, smutna prawda.
- To ty Faith znasz się z panem Stylesem? – spytał zaskoczony mój tata. Uwierz tato, zrobiłabym wszystko żeby w tym momencie móc odpowiedzieć ‘nie’ zgodnie z prawdą. Po drugie… PAN Styles? W życiu bym go tak nie nazwała. Przecież to idiota.
- Tak, poznaliśmy się kilka dni temu. Mamy wspólnych znajomych. – uśmiechnęłam się sztucznie, mając nadzieję, że mój uśmiech zachowuje choć resztki wyglądu szczerości.
- Dokładnie. – odparł Harry, przeglądając jeszcze szybko kilka kartek, które trzymał w ręku, a następnie ułożył je zwinnie. – No cóż, panie Wesley, sądzę że znam już każdy szczegół tej sprawy, z którą miałem się zapoznać. – uśmiechnął się. Słodka ignorancja, którą właśnie Styles mnie uraczył, jest najlepszą rzeczą jaka spotkała mnie w ostatnich dniach, naprawdę.
- Również tak myślę. W takim razie skoro wszystko załatwione, czekam na telefon od pana siostry. Proszę pozdrowić Gemmę i życzyć jej powrotu do zdrowia. – uśmiechnął się mój tata, zbierając wszystkie papiery i szybko składając je w jedną stertę. Co!? Gemma to siostra Harry’ego? Ta urocza brunetka, która kilka lat temu odbywała prawnicze praktyki u mojego ojca, a teraz z nim współpracuje? Tak tylko mówię – Harry’ego podmienili.
- Oczywiście, pozdrowię, dziękuję. – uśmiechnął się. Pomyśleć, że on zna takie formy grzecznościowe. Mimo wszystko, nawet teraz cień prawdziwego charakteru Harry’ego widoczny jest na jego twarzy, przez ten jego zawadiacki uśmieszek i dziwne błyski w oczach. – Miałbym jeszcze prośbę do pana, związaną z Faith. – odezwał się ponownie po chwili ciszy. Po prostu zastygłam w miejscu, czekając na to jakie słowa jako następne wydostaną się z ust Harry’ego. Pusto wpatrywałam się w kędzierzawego chłopaka, kompletnie się w tym wszystkim już gubiąc. Co on kombinuje?
- W takim razie słucham. – odparł mój tata.
- Chciałbym zabrać dzisiaj wieczorem Faith na randkę i po prostu chciałem zapytać, czy pan się zgadza. – powiedział spokojnie Harry, zważając na każde słowo i uśmiechając się przyjaźnie do mojego taty. CO?
- Oczywiście, jeżeli tylko Faith się zgodzi, to nie ma problemu. – uśmiechnął się serdecznie mój tata. No tak, mój rodziciel totalnie nie miał pojęcia jaki tak naprawdę jest Harry, przecież dla niego chłopak był znany jedynie jako brat jego uroczej współpracownicy, który ponad to zachowywał się w stosunku do niego bardzo kulturalnie. Cholera, mam przechlapane. – Zostawię was samych, porozmawiajcie sobie spokojnie, na osobności. – dodał, po czym pożegnał się z Harry’m i opuścił salon. Tego momentu bałam się najbardziej, zostania sam na sam z… NIM. Dzięki, tato.
Kiedy tylko usłyszałam trzask drzwi w pokoju na górze, gdzie udał się zapewne mój rodziciel, Harry zrobił kilka kroków w moją stronę. Nie ruszałam się nawet z miejsca, po prostu stałam i czekałam, aż kolejny raz poczuję go przy sobie, zdecydowanie za blisko. Nie myliłam się. Sekundę później moja drobna osoba była przyciskana do ściany przez górującą sylwetkę Harry’ego. Chłopak pochylał się nade mną swoje szmaragdowe tęczówki wpatrując we mnie.
- Bądź grzeczną dziewczynką i nie rób problemów. Ty, ja, dziś, kolacja, randka. Noi załóż coś seksownego dla mnie. – wymruczał mi do ucha Harry, kładąc ręce na moich biodrach. 
- Nigdzie z tobą nie pójdę. – syknęłam, czego od razu pożałowałam. Moje ciało bez zapowiedzenia mocniej zderzyło się ze ścianą, sprawiając mi tym ból. Sylwetka chłopaka zaczynała z coraz większym impetem na mnie napierać, a ja byłam istnie wgniatana przez niego w ścianę.
- Myślę, że powiedziałem ci wyraźnie, że dzisiaj idziesz ze mną na kolację. Zrozumiałaś? – powiedział ostrym tonem, który wyrażał ‘nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać’. Odwróciłam wzrok od jego tęczówek i starałam się odsunąć chłopaka od siebie, ale on mimo moich starań wydawał się ani drgnąć, a jeszcze mocniej napierać na mnie. – Nie szarp się, mała. I tak ci to nic nie da. – dodał z tym swoim uśmieszkiem, który jak zawsze oznaczał jego pewność dominacji. Tak, dominował nade mną, a ja nie miałam z nim szans. Już dużo razy mi to udowodnił, a ja nie potrafiłam tego zmienić. – Swoją drogą powiem ci, że na początku zależało mi tylko żeby zobaczyć ten twój wisiorek, ale wiesz co? Polowanie w ten sposób na ciebie podoba mi się… Dawno nie miałem takiej zabawy w tym, żeby kogoś zdobyć. A ten wisiorek wraz z tobą będzie moją nagrodą, maleńka. – wyszeptał mi do ucha.
- Jesteś okropny! Nienawidzę cię! – wydusiłam z trudem przez nasilający się od mocnego przywierania do ściany ból mojego ciała.
- Oh, pochlebiasz mi i sprawiasz, że polowanie na ciebie jest jeszcze bardziej podniecające. – wychrypiał. – Do zobaczenia o siódmej, maleńka. – dodał, po czym natychmiast oderwał swoje ciało ode mnie, dając mi ukojenie i możliwość łatwiejszego złapania oddechu. Patrzyłam na niego ciągle oczami przepełnionymi strachem, a on jedynie puścił mi oczko i wyszedł z mojego domu, kolejny raz zostawiając mnie osłupiałą.

_____________________________________________________
Wowowowowowowow wreszcie coś dodałam! O.o Krejzolsko! XD
Pisanie tego ↑ trochę mi zajęło, ale teraz będę dodawała rozdziały częściej!
(Obym tylko miała dla kogo pisać! :3)
Oki, więc nie przedłużając...
4 komentarze = następny rozdział!
P.S. Kliknij tu jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach.

niedziela, 9 lutego 2014

5. I won’t hide inside…

*2 dni później, Faith*
Siedziałam przy stole w kuchni, prawie nieprzytomna, jedząc śniadanie. Poniedziałki rano nie są tym co lubię. Do tego prawie całą noc nie zmrużyłam oka i dziś jestem totalnie niewyspana. Jeszcze chyba całkowicie nie doszłam do siebie po konfrontacji z Harry’m w piątkową noc. Słowa wypowiedziane przez niego ciągle przebiegają gdzieś przez moją podświadomość. Cholera jasna, ten chłopak jest tak cholernie popaprany… Najpierw mówi mi, że chce iść do swoich panienek i ma mnie w dupie, a potem, że chce mnie chronić  i że jestem jego. Cała się trzęsę na samą myśl o jego psychopatycznym tonie tej wypowiedzi, który jednocześnie potrafił być tak łagodny i miękki. To szaleństwo, totalne szaleństwo.
Westchnęłam i podniosłam się z krzesła. Całkowicie straciłam apetyt na jakiekolwiek jedzenie. Myśli o Harry’m od razu zacisnęły mój żołądek w strachu, sprawiając, że nie mogłam przełknąć już nawet kęsa. Włożyłam talerz do zmywarki i wyszłam z kuchni. Zdecydowanie muszę zająć myśli czymś innym niż ten kędzierzawy chłopak, bo od spotkania go wszystko co robię zdaje się być prawie mechaniczne. Przerzuciłam torbę pełną książek przez ramię, a następnie założyłam moje trampki. Przeczesałam jeszcze dłonią swoje blond włosy i wyszłam z domu ze spuszczoną przez oślepiające mnie poranne słońce głową. Patrząc na czubki swoich białych trampek, ruszyłam chodnikiem w stronę szkoły. Listopadowy poranny chłód szybko dał mi o sobie znać przez co bardziej naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie. Westchnęłam i stwierdzając, że zapewne znając moje szczęście zaraz zaryję głową o skrzynkę na listy, przeniosłam wzrok przed siebie. Zamarłam, w jednej chwili zatrzymując się w bezruchu. Moje przerażone spojrzenie od razu padło na Harry'ego, stojącego zaledwie metr ode mnie. Uśmiechnięty zawadiacko chłopak opierał się o swój motor, lustrując mnie spojrzeniem. Patrząc na niego nie dało się nie zauważyć jego dostrzegalnej gołym okiem pewności siebie.
- Co tak się patrzysz, mała? Ducha zobaczyłaś? – uśmiechnął się szeroko.
- Coś gorszego. – mruknęłam, a Harry roześmiał się dźwięcznie, patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem. Bawi go to? No tak, to co nie bawi mnie, bawi jego. Nie no czemu mnie to dziwi. Przecież ten synek jest kopnięty.
- Kochanie, nie potrafię zrozumieć dlaczego mnie tak nie lubisz. – uśmiechnął się.
- Bo boję się ciebie, rozumiesz? Boję się! – szepnęłam.
- Nie bój się mnie, mała. – odparł spokojnym, miękkim tonem. To cholernie głupie, że coś w jego głosie zawsze sprawiało, że chciałam wierzyć jego słowom. Umilkłam, nie wiedząc co powinnam odpowiedzieć na jego słowa.
- Czekaj chwilę… Cholera jasna! Skąd ty w ogóle wiesz gdzie mieszkam? Skąd wiedziałeś gdzie w piątek przyjść? Skąd wiedziałeś, że teraz będę wychodziła do szkoły? Skąd? – wydukałam po chwili przerażona, natchnięta nagłą niepokojącą myślą. Cholera jasna, to takie frustrujące, że on wydaje się wiedzieć właściwie wszystko o mnie, a ja praktycznie nic o nim nie wiem. Wiem tylko, że jest nieobliczalny pod względem tego co chce osiągnąć. I to wydaje się być jak dla mnie jedyną przydatną informacją, mówiącą mi, że właśnie powinnam spieprzać gdzie pieprz rośnie. Tak tylko mówię.
- Mówiłem, że zdobycie każdej ciekawiącej mnie o tobie informacji nie jest dla mnie problemem. – uśmiechnął się pod nosem. – Wskakuj. Podwiozę cię do szkoły, mała.
- Nie wiesz do której szkoły chodzę i niech tak pozostanie. Poradzę sobie. – mruknęłam.
- Uh... Chodzisz do liceum artystycznego we wschodnim Londynie. Jakieś pół godziny drogi piechotą stąd. Lekcje zaczynasz za 25 minut, matematyką, a kończysz fizyką o 15. Mam mówić dalej? – co? Cholera jasna! 
- Czego ty ode mnie chcesz tak naprawdę, co? – powiedziałam przerażona, starając się go wyminąć i jak najszybciej pójść do szkoły. Już nawet nie oczekiwałam odpowiedzi, nie chciałam jej znać. Chciałam się po prostu już od niego uwolnić. 
Harry bardzo szybko złapał mój ciągłe obolały od jego poprzedniego uścisku nadgarstek. Oczywiście chłopak nie byłby strasznym sobą, gdyby mi pozwolił tak po prostu pójść do szkoły. W sumie czego ja się spodziewałam?
- Chcę ciebie, ale tego tak szybko nie dostanę. Podoba mi się to. Swoją drogą to powiem ci, że polowanie na ciebie jest cholernie ekscytujące i podniecające, Faith. – wyszczerzył się w moją stronę, przyciągając mnie do siebie za biodra. To naprawdę powoli robi się dla mnie nudne, za każdym razem finał naszego spotkania jest taki sam. Dlaczego kiedy tylko go widzę między nami dochodzi do chodź jednego zbliżenia z jednoznacznymi podtekstami? To frustrujące. Harry pochylił się nade mną jak to zawsze miał w zwyczaju przez swój wzrost i zamruczał mi jednoznacznie do ucha. Jego zachrypnięty głos przeszył mnie całą. W jego chrypie zawsze było coś co sprawiało, że każde słowo które wypowiadał było pełne dziwnego i niezrozumiałego dla mnie erotyzmu. Dreszcz, który przebiegł po moich plecach, wywołał u Harry’ego kolejną wibrację śmiechu w klatce piersiowej. Dlaczego on tak na mnie działa?! Cholera!
- Muszę iść do szkoły, puść mnie. A najlepiej zniknij z mojego życia. – mruknęłam (prawda jest taka, że całkowicie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, bo to psychopata). Harry mocniej naparł palcami na moją skórę. Moja odpowiedź wyraźnie mu się nie spodobała. Cholera jasna, proszę nie! Nie chcę tego znowu! Wystarczy, że teraz muszę nosić przez niego wiele bransoletek, bo mam siniaki na nadgarstkach!
- Nie zniknę, kochanie. – powiedział miękkim głosem, opanowując powoli tworzącą się w nim złość. Wow. On opanowujący się? Coś nowego! – Wsiadaj, podwiozę cię.
- Poradzę sobie.
- Wsiadaj! – znowu ten szorstki ton, nienawidzę kiedy tak do mnie mówi.
- Dobrze, dobrze…! Tylko nie krzycz na mnie… - wyszeptałam.
Harry wsiadł na motor i przeniósł na mnie swój wyczekujący wzrok. Nerwowo przestąpywałam z nogi na nogę, nie wiedząc co zrobić. Westchnęłam. Spojrzałam na Harry’ego.  Nadal nie byłam pewna czy dobrze robię, zgadzając się na jazdę z nim, ale wsiadłam na ten jego cholerny motor. I że co ja mam się go złapać? Kompletnie nie wiedząc jak się zachować bardzo niepewnie oplotłam Harry’ego rękami. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i spoglądając na mnie w lusterku, złapał moje dłonie.
- Przysuń się bardziej do mnie i obejmij mnie mocniej. Nie jeżdżę wolno. – poinstruował mnie, a ja niepewnie zbliżyłam swoje ciało do niego. Dobrze? Cholera jasna, pierwszy i ostatni raz jadę z nim motorem! Na pewno! Zdecydowanie za wielka bliskość ciał! Chłopak cicho zaśmiał się pod nosem i oplótł moje ręce wokół jego klaty. Cholera. Czułam tylko jak pod jego koszulką i moimi rękami piętrzy się jego kaloryfer. Gdyby nie nazywał się Harry Styles, może i byłabym tym podjarana, ale w tym wypadku jestem bardziej przerażona jego mięśniami. – Świetnie. Trzymaj się, mała. – powiedział po czym nie uprzedzając ruszył chyba z całą możliwą prędkością. Szybko przekonałam się, że tak nie było. Z trudem powstrzymywałam się od krzyku. Moje dłonie mimowolnie zaczęły ciaśniej oplatać Harry’ego, a ja sama mocniej wtulać w jego plecy. Wiem jedno. Jeśli to przeżyję NIGDY więcej nie wsiądę na ten jego pieprzony motor.
~*~
Stanęłam na parkingu szkoły. Moje nogi w dalszym ciągu uginały się pode mną jakby były z waty. Cholera jasna, sama w to nie wierzę, ale przeżyłam tą morderczą podwózkę. Harry patrząc na mnie ciągle chwiejącą się, wybuchnął śmiechem. Hahaha, zabawne do posikania.
- Nie było tak źle. Jechałem wolno. – wyszczerzył się.
- Wolno? Nie wiem kto ci dał prawko, ale popełnił błąd życia! – powiedziałam spanikowana. – Ostatni raz jadę z tobą jednym pojazdem! Mówię serio! Nigdy więcej!
- Oj, mała, mała. Od dziś będziesz jeździła tak ze mną codziennie. – uśmiechnął się. Wokół nas nie było nikogo. Z tego co zauważyłam pojawienie się pod szkołą sławnego Screama skutecznie wykurzyło wszystkich, którzy uciekli, widząc tylko jego motor. Czułam na sobie jedynie wzrok rówieśników, patrzących na mnie z każdego możliwego ciemnego zakamarku dziedzińca szkoły, chroniącego nastolatków od groźnego Harry’ego. Też najchętniej bym się tak schowała. Co jak co, ale teraz narobiłam sobie respektu wśród nich, jako nowa ‘zdobycz’ Screama… Eh.
- Codziennie? Nigdy, nawet za milion lat. – prychnęłam.
- Znowu chcesz mi się sprzeciwiać? – powiedział ponownie szorstkim tonem. Cholera jasna! Dlaczego on ma nade mną tą chorą psychiczną przewagę?! Harry doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jak podniesie na mnie głos, to poddam mu się. Chłopak potrafi naprawdę skutecznie to wykorzystać.
- Nie… - szepnęłam. – W porządku, codziennie mnie wozisz do szkoły, rozumiem…
- Cieszę się, że się rozumiemy.
- Tak, ja też się cieszę… Muszę już iść… Spóźnię się na matematykę…
- W porządku. Dziś niestety nie będę mógł cię odebrać, mam ważne spotkanie, więc będziesz musiała sobie poradzić sama… Przepraszam. Chyba, że wyślę po ciebie mojego kumpla... Tak w sumie tak też mogę zrobić. – westchnął. Harry… przeprasza? Muszę to kurwa gdzieś zapisać!
- Poradzę sobie sama, naprawdę!
- No dobrze… Skoro tak wolisz… - poddał się. ON SIĘ PODDAŁ? CZYSTE SZALEŃSTWO, BRYTYJSKA FALA… Nie, nic. – Miłego dnia. – uśmiechnął się.
- Tak tobie też. – powiedziałam cicho i szybko odwróciłam się, biegnąc w stronę szkoły. Za sobą usłyszałam tylko pisk opon i to jak motor Harry’ego odjeżdża sprzed budynku szkoły. Jedno jest pewne – wygrałam wszystko, bo Styles nie może mnie dziś odebrać.
____________________________________________________________
Kolejny rozdział powinien pojawić się środa/czwartek.
Czytasz = Komentujesz.
Chcesz być informowany o nowych rozdziałach? Wpisz się tutaj: klik albo napisz do mnie na Twitterze (@darkside_94).

sobota, 1 lutego 2014

4. I couldn’t find the truth…

*Faith*
Trzask.
Obudziłam się, otwierając szeroko oczy. Kiedy już odruchowo miałam podnieść się do pozycji siedzącej, całkowicie zdezorientowana tym co się dzieje, nagle coś mnie tknęło i powstrzymałam się od tego ruchu. Miarowy oddech i szelest przesuwanych przedmiotów po mojej komodzie wyraźnie dał mi do zrozumienia o pobycie nieproszonego gościa w moim pokoju. Ktoś ewidentnie znajduje się ze mną w tym pomieszczeniu i na pewno nie jest to nikt z domowników. Cholera. Zerknęłam na zegarek stojący na szafce nocnej. 3:20.  Kto o tej godzinie jest w moim pokoju?!
Nie podnosząc nawet głowy, wysilony do granic możliwości wzrok utkwiłam w wyróżniającej się, pochłoniętej w całkowitej ciemności osobie, szukającej czegoś na mojej komodzie. Zarys wysokiej, barczystej postaci pozwolił mi przypuszczać, że jest to facet.
- Kurwa. – usłyszałam wyszeptane przekleństwo, które mimo to rozniosło się po pokoju wśród całkowitej ciszy panującej w pomieszczeniu. Ta znajoma mi chrypa w głosie jest niepokojąca…
Chwila…
Cholera, przecież ja znam tylko jedną osobę, która jest aż tak wysoka i która ma tak mocno zachrypnięty głos… Harry!
- Co ty do cholery robisz w moim pokoju, Harry? – pisnęłam i zapaliłam lampkę nocną, która całkowicie oświetliła postać wysokiego chłopaka o kręconych włosach. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej i zmierzyłam wzrokiem Harry’ego, stojącego nadal tyłem do mnie. Mrr… ten chłopak ma naprawdę niezły tyłek. Czy ja właśnie oceniam dupę faceta, który włamał się do mojego pokoju?! Ja zawsze wiedziałam, że jestem bezmózgą blondyną, ale żeby aż tak?!
- Cholera jasna. – mruknął pod nosem Harry i odwrócił się w moją stronę. Jego szmaragdowe tęczówki od razu powędrowały na mój dekolt. – Kurwa naprawdę nawet śpisz z tym łańcuszkiem? – spytał zirytowany.
- Naprawdę jesteś aż takim desperatem, żeby o trzeciej w nocy zakradać się do mojego pokoju? Jesteś pojebany! – fuknęłam. Niezbyt mądrze, Faith, niezbyt mądrze…
- Nie klnij jak mówisz do mnie, jasne? – warknął. – Irytuje mnie to. A jak mnie coś irytuje to mnie to wkurwia. Tylko cię ostrzegam. Poza tym grzeczne dziewczynki nie klną.
Dobra, przeraził mnie… Cholera, o czym ja mówię! Boję się go, odkąd Jade opowiedziała mi całą jego historię! Nie żeby coś… ale w tym momencie wydaje mi się jeszcze bardziej zimny i mroczny niż podczas naszej konfrontacji w kuchni! Nie wiedziałam, że można być bardziej przerażającym! Co ja mam robić?! Krzyczeć, milczeć, robić co mówi, sprzeciwiać mu się?! Jezu, w co ja się wpakowałam, przecież to czyste szaleństwo…
I… Jak to możliwe, że Harry nie wydawał się nawet ruszony tym, że nakryłam go w nocy w mojej sypialni? Nie żeby coś, chłopie, ale to zalicza się pod włamanie!
- J-jasne… - wydukałam cicho, a on uśmiechnął się pod nosem.
- To teraz możesz mi się już całkowicie podporządkować i pokazać mi swój wisiorek. Kurwa chcę go tylko zobaczyć i zaraz ci go oddam. – westchnął, a w tym samym czasie po moim pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Harry spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem i natychmiast wyszedł na balkon. To jasne, że nie chce być nakryty w moim domu, z uwagi na jego prawne problemy. Chłopak szybko schował się w mroku za ścianą domu, tak że nie było go widać. Gdy tylko to zrobił drzwi od mojego pokoju natychmiast się otworzyły, a w nich stanęła moja mama, patrząc na mnie uważnie.
- Nie śpisz? Słyszałam jakieś głosy… - powiedziała zmartwiona, rozglądając się po pokoju, gdzie teraz nie było już nikogo poza nią i mną.
- Musiało ci się wydawać. Obudziłam się, bo usłyszałam hałas. Zrzuciłam po prostu telefon z szafki nocnej. – skłamałam. Uśmiechnęłam się lekko, a kobieta odwzajemniła mój gest. – Już idę spać, tylko zamknę balkon. – dodałam, przypominając sobie, że Harry dalej tam jest. Mogłam teraz jedynie tylko przypuszczać, że z ust chłopaka wydobywa się kolejne przekleństwo i że kolejny raz jest na mnie zły. Szybko zaczęłam się wyplątywać spod pościeli, aby móc wstać z łóżka i zamknąć drzwi balkonowe.
Tyle dobrego z przebudzenia się mojej mamy – mogę uwolnić się na dzisiejszą noc od Harry’ego!
- Nie zamykaj, strasznie tu duszno. Przynajmniej masz czym oddychać. – uśmiechnęła się moja rodzicielka. W myślach przeklęłam. Nie wiesz mamo na co mnie tym skazałaś. Westchnęłam i usiadłam ponownie na łóżku, poprawiając kołdrę i opatulając się nią. Cały mój plan uwolnienia się od Harry’ego poszedł się właśnie pieprzyć!
- Może jednak go zamknę? Zawsze ktoś może tu wejść, prawda?
- Kto jest na tyle głupi i zdesperowany, żeby wchodzić przez balkon do ciebie? Ogarnij się, dziecko. – westchnęła moja mama. – Brak snu ci nie służy. Dobranoc. – uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.
- Harry jest na tyle zdesperowany. – mruknęłam cicho do siebie. – Dobranoc. – pożegnałam mamę. Kiedy tylko drzwi za moją rodzicielką się zatrzasnęły, w drzwiach balkonowych jak duch pojawiła się wysoka postać Harry’ego. Jego wzrok był ciągle przerażająco ciemny. Bałam się go i on o tym wiedział.
- Słuchaj, dziewczyno. Naprawdę nie chcę mi się uganiać za tobą i przychodzić do ciebie po nocach. Mam ciekawsze zajęcia, uwierz mi. Nie wiesz nawet ile lasek można zaliczyć podczas jednej nocy, więc zrób mi tę przysługę, pokaż mi ten cholerny wisiorek i spadam do moich panienek! – warknął, mierząc mnie wzrokiem.
I ja myślałam, że to mnie traktuje przedmiotowo?! Nie mam się czym martwić! Traktuje tak każdą dziewczynę! Palant!
Wkurzona szybko odkopałam ze swojego ciała kołdrę i podniosłam się z łóżka, szybko się do niego zbliżając. Harry’ego widocznie rozbawił mój ruch, bo zaśmiał się cicho pod nosem. Hahaha, śmieszne do posikania. Ugh. Nienawidzę go!
- Boże jaki z ciebie dupek! Nie rozumiesz słowa ‘nie’? Powiedziałam ci to chyba wyraźnie - żegnam cię! – odparłam, policzkując go. To co zrobiłam jest całkowicie głupie i mam świadomość tego, że nie obejdzie się bez konsekwencji. Już żałuję swojego czynu, ale nie potrafię pozwolić mu pomiatać mną i resztą jego dziewczyn. Po prostu nie. Teraz muszę tylko czekać na to jaką cenę przyjdzie mi za swój wybryk zapłacić. Reakcja Harry’ego pojawiła się natychmiastowo. Oczy chłopaka momentalnie pociemniały jeszcze bardziej, wydając mi się całkowicie czarnymi. Jego tęczówki stały się istnie niezauważalne, a ich miejsce całkowicie wypełniły rozszerzone do granic możliwości źrenice. Jego oczy przepełnione były… furią, mrokiem, złością… krzykiem. Tak wkurzonego Harry’ego chyba jeszcze nie widziałam, a jego poprzednie wybuchy nie były czymś aż tak przerażającym. Styles złapał mnie mocno za nadgarstki i szarpnął mną w swoją stronę tak, że moje ciało przylgnęło do niego. Patrzyłam w jego oczy, błagającym wzrokiem, który wydawał się ignorować. Jego palce z coraz większym impetem zaczynały zaciskać się na mojej skórze, sprawiając mi tym coraz większy ból. Z każdą sekundą czułam jak jego palce jeszcze ciaśniej przylegają do moich nadgarstków, dając mi odczucie jakby chłopak chciał połamać mi w nich kości. Łzy napłynęły mi do oczu, a ból powoli stawał się nie do zniesienia. – P-proszę, przestań… To boli… Ranisz mnie… - wysapałam, a po moich policzkach popłynęły łzy. Harry cały czas patrzył w moje oczy, powoli opanowując swoją furię i mrok widoczny w jego źrenicach. Szybko poluzował uścisk na moich nadgarstkach, dając mi tym bezgraniczną ulgę, jednak nie neutralizując ciągle odczuwalnego bólu.
- Nie rób tego więcej. – wydusił, sapiąc jeszcze z wściekłości. Jego klatka piersiowa szybko podnosiła się i opadała, a ja dalej płakałam. Wszystkie emocje jakby ulatywały ze mnie wraz ze łzami, ale jego obecność ciągle na nowo napełniała mnie strachem.
- Nie zamierzam, tylko nie rób mi już nic, proszę. – powiedziałam drżącym głosem. Boję się go, tak bardzo się go boję, a on jest tak blisko mnie…
- Boli cię? Nie chciałem cię skrzywdzić… - prawie wyszeptał. Nie chciał mnie skrzywdzić?! Proszę, niech on mnie nie rozśmiesza, bo ledwo powstrzymuję się od wybuchnięcia mu prosto w twarz śmiechem! Zrobiłabym to, gdybym nie była nim aż tak przerażona i nie wiedziała, że po tym zrobiłby mi jeszcze większą krzywdę!
Jest taki porąbany! Najpierw krzywdzi mnie jak tylko może, a potem udaje zatroskanego! Co jest z nim do cholery nie tak?!
- Czego ode mnie chcesz? Zostaw mnie, proszę! – mówiłam jak w transie. Mimo że moje myśli przebiegały przez mój umysł bezproblemowo, nie mogłam kontrolować słów, które wypłynęły z moich ust. Wszystkie pokazały to jak panicznie przerażona nim jestem i jak bardzo boję się go. Chciałabym móc wiedzieć, czy działa to na moją korzyść, czy niekorzyść.
- Nie zostawię cię. Czy chcesz, czy nie, będę cię chronić. Po prostu… Wydajesz mi się bardzo niewinna. Za niewinna jak na ten świat w którym zaczęłaś się kręcić, mała. – odpowiedział cicho i założył kosmyk moich blond włosów za ucho. Dlaczego poczułam się w tym momencie jak ofiara jakiegoś psychopaty?
Co najważniejsze co on do cholery zaczyna prawić?! Chwilę temu darł się na mnie, że nie chce tu być i chce iść do swoich panienek, a teraz mówi mi, że chce mnie chronić! Mówię to z czystej troski, koleś – potrzebny ci psychiatra, natychmiast!
- Niech ten koszmar się skończy… - wyszeptałam. Zamknęłam oczy, chcąc powstrzymać napływające znów do nich łzy. Moje roztrzęsione ciało szybko zostało oplecione silnymi ramionami Harry’ego i przyciągnięte do niego. Czy on mnie właśnie… przytula?
- Jaki koszmar? – spytał szeptem, głaszcząc mnie po plecach.
- Ty jesteś moim koszmarem. Znam cię kilka godzin, a już stałeś się moim koszmarem… Najgorszym koszmarem… Chcę się z niego obudzić… Proszę, zniknij z mojego życia… Chcę, żeby wszystko było jak dawniej… - wydukałam, a po moich policzkach popłynęły łzy.
- Kochanie, ja nie jestem twoim koszmarem… A jeśli tak uważasz, to zacznij się do mnie przyzwyczajać, proszę. NIKT cię nie będzie miał… Tylko ja. Jesteś moja. – szepnął i pogłaskał mnie po policzku, ścierając z niego moje słone łzy. – Do zobaczenia, mała. – uśmiechnął się lekko i mrugnął do mnie. Wypuścił mnie ze swoich objęć i wyszedł przez balkon z mojego pokoju, zostawiając mnie samą sobie z szybko bijącym sercem.
 - Cholera jasna!
____________________________________________________________
Przepraszam, ale pisząc to byłam ciągle pod niesamowitymi emocjami związanymi z nowym teledyskiem i pobijaniem rekordu, więc za wszelkie błędy przepraszam. :)
Czytasz = Komentujesz!