*Faith*
- Puszczaj mnie! –
krzyknął Harry.
- Trochę
grzeczniej, Styles. Trochę grzeczniej. Ręce za głowę! – powiedział nieprzyjemnym
tonem policjant, starając się powstrzymać ciągle szamoczącego się w jego
uścisku Harry’ego. Dlaczego chłopak po prostu się nie uspokoi i nie przestanie
pogarszać swojej sytuacji? I tak narobił sobie już problemów. Jak tak dalej
pójdzie trafi do aresztu. – Przestań się szarpać i tak ci to nic nie da, Styles!
- Przestanę, jeśli
twój przyjaciel po fachu puści dziewczynę! Ona jest delikatna, niech on nie zaciska
tak swoich łap na jej ramionach! Będzie miała przez niego siniaki!
- Szarpiesz się
właśnie po to? Żeby ją puścił? – policjant uniósł do góry brwi, skuwając ręce
Harry’ego kajdankami.
Nie tylko on nie
potrafi w to uwierzyć. Czy to możliwe, że chłopak naprawdę się o mnie troszczy?
Czy jest to tylko jego kolejna gierka?
- Tak! Właśnie po
to! Szlag mnie trafia, kiedy patrzę jak on z nią postępuje! – warknął.
- John, skoro tak,
to ją puść. Nie wydaje mi się by była w coś z nim zamieszana. – westchnął
policjant, a jego kumpel imieniem John zwolnił uścisk na moim ramieniu, patrząc
na mnie przepraszającym wzrokiem. W duchu cholernie dziękowałam za to
Harry’emu, uścisk mężczyzny był naprawdę mocny i bolesny.
Przygryzłam wargę w
momencie, w którym Harry zaprzestał swojej walce z policjantem. Naprawdę
szamotał się z nim po to, by mi pomóc? Jeśli tak, to jest to tak cholernie
słodkie… Harry i słodycz?
- Oczywiście, że
nie jest w nic zamieszana. Myślisz, że taka urocza kruszynka byłaby w stanie
mieć jakiekolwiek problemy z prawem? Pierdalnij się. – westchnął Harry,
spoglądając na mnie z łagodnym wyrazem twarzy.
- O nic jej nie
oskarżam, Styles. – odparł zmęczonym głosem policjant, pocierając palcami o
skroń. – Pójdziesz z nami. Cela w areszcie już czeka.
- Super. – Harry
uśmiechnął się ironicznie, kopiąc kamyczek, który powoli potoczył się w moją
stronę i obił o moje buty.
- Nie wiem, czy
wiesz, ale za ten numer jak nic wytoczą ci sprawę. Niszczysz sobie życie,
wiedziałeś, że za każdy twój kolejny wybryk grozi ci więzienie.
- Co? – spytałam
zszokowana, odzywając się po raz pierwszy od momentu przybycia tu policji.
Nie, nie, nie.
Jakie więzienie? Jaki areszt? Co do cholery?
Mój żołądek
zacisnął się w strachu, że ten scenariusz mógłby okazać się prawdą. Wyobraźnia
zaczęła płatać mi figle, a obrazy Harry’ego siedzącego za kratami zaczęły
prześladować mój umysł w ciągu kilku sekund.
Dlaczego tak bardzo
przeraziła mnie ta możliwość? Przecież boję się go… Przecież wtedy moje życie
powróciłoby do normalności… Prawda?
- Wyjaśnię ci to
innym razem, Faith. – zwrócił się do mnie miękkim głosem Harry, na co tylko
kiwnęłam głową. – Odwiezie ją pan? Proszę, muszę mieć pewność, że jest
bezpieczna.
- Ugh, odwiozę. –
zgodził się policjant imieniem John, ponownie kładąc rękę na moim ramieniu i
uśmiechając się do mnie lekko.
- Dzięki, tylko
ręce przy sobie, bo jak coś jej zrobisz to ci je odrąbię!
- Harry! – zganiłam
go.
- No co? Mówię
tylko to, co myślę. Doskonale wiesz, że dostaję pierdolca, kiedy myślę, że
ktokolwiek poza mną mógłby cię tknąć. – trochę psychopatycznie to zabrzmiało,
ale nie tak bardzo jak za pierwszym razem, kiedy usłyszałam od niego coś
podobnego. Tamto brzmiało tak przerażająco, a to było takie… urocze? Nie wiem,
czy to odpowiednie słowo.
Zaraz…
„Ktokolwiek poza
mną mógłby cię tknąć”… A może…?
Harry jeszcze nie
wie, że właśnie zapewnił sobie jebane alibi.
- Uhm, wiem. –
kiwnęłam głową, uśmiechając się do niego słabo. – Panie policjancie…
- Inspektorze. – poprawił
mnie trzymający Harry’ego policjant, na co chłopak tylko prychnął pod nosem i
wywrócił oczami.
Ugh, wszystko
jedno. Policjant, czy inspektor, kogo to obchodzi? Na pewno nie mnie, na pewno
nie w tym momencie.
- Okej… Panie
inspektorze, czy mogę z panem porozmawiać? Na osobności?
- No nie wiem…
- Proszę, to ważne.
- No dobrze,
odejdźmy trochę na bok i tam porozmawiamy, może być? – zaproponował inspektor,
na co tylko kiwnęłam głową.
- Faith? – zwrócił
się do mnie zaskoczony Harry. – O co chodzi? – nie odpowiedziałam. Zamiast tego
podeszłam tylko do niego i położyłam mu dłonie na ramionach.
- Panienko?
- Chcę go tylko
przytulić, proszę. To przecież nic złego. – odparłam cicho, jeszcze bardziej
dezorientując Harry’ego. Skuty jest taki bezbronny… Uśmiechnęłam się do niego
delikatnie, po czym stanęłam na palcach i zbliżyłam swoje usta do jego
policzka, całując go w niego. – Wyplątam cię z tego, ale zaufaj mi i potwierdź
wszystko co zeznam. – zdążyłam szepnąć jeszcze na tyle cicho, by tylko on mnie
usłyszał i powróciłam na swoją wysokość, zerkając na niego. Chłopak zmarszczył
brwi, ale kiwnął jedynie głową, uśmiechając się słabo. Mam nadzieję, że jego
ego nie weźmie nad nim góry i potwierdzi moje słowa. – Chodźmy, panie
inspektorze. – zwróciłam się do niego. Mężczyzna ‘przekazał’ Harry’ego policjantowi
John'owi, po czym odszedł ze mną kawałek dalej.
- Więc o co chodzi?
- Nie chciałam tego
mówić przy Harry’m, wie pan… Jego ego jest strasznie rozbudowane i nie wyznałby
panu powodu, dlaczego pobił tego chłopaka. – powiedziałam zmartwionym głosem.
Zimny dreszcz przeszedł przez moje plecy, kiedy przypomniałam sobie wygląd
twarzy Jason’a w momencie, w którym zabrała go karetka. – To istotne dla jego
motywu, nie chcę żeby miał przeze mnie problemy. Cała ta bójka to moja wina.
- Co masz na myśli
mówiąc, że to twoja wina?
- Harry i ja
jesteśmy razem. – ‘wyznałam’. Sama nie wierzę, że takie zdanie przeszło przez
moje gardło. – On i Jason… nie lubią się. Słyszał pan jaki Harry ma stosunek do
mnie i tego kto mnie dotyka. Jason o tym wiedział i już wcześniej próbował
dobrać się do mnie i do przyjaciółki Harry’ego… – skłamałam, dramatycznie
załamując głos. W moich oczach zaszkliły się łzy, a podbródek zaczął drzeć.
Wow, nie wiedziałam, że potrafię na zawołanie wykrzesać z siebie tyle emocji. –
Powiedziałam mu to, a akurat dziś, kiedy tędy przechodziliśmy, zobaczył Jason’a
pierwszy raz od tamtego wieczoru. Chciał mu powiedzieć, żeby trzymał się ode
mnie daleko, ale on go sprowokował. Harry był zły na niego i nie zapanował nad
sobą. Wiem, że złość nie usprawiedliwia jego zachowania, wiem, ale
niezaprzeczalnie są to jakieś okoliczności obronne, zrobił to by mnie ochronić.
Nie chcę, żeby Harry szedł do aresztu przeze mnie, nie chcę. – pokręciłam
głową, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
Kłamię ze świadomością,
że jest to karalne. Czuję się z tym źle, ale robię to w słusznej sprawie. Harry
nie zasługuje na sprawę w sądzie, na pewno nie. W końcu na imprezie obronił
mnie przed Nathanem.
- Proszę nie
płakać, panienko. – zwrócił się do mnie inspektor, lekko głaszcząc po ramieniu.
– Ciężko mi cokolwiek powiedzieć, Harry święty nie jest i…
- Nie wierzy mi
pan? – spytałam urażona, a po moim policzku spłynęło więcej łez.
- Wierzę. –
westchnął. – Zróbmy tak – jeśli pokrzywdzony nie wniesie oskarżenia, Styles
jest wolny. Okoliczności jakie przedstawiłaś, zdecydowanie są okolicznościami
łagodzącymi.
- Dziękuję,
inspektorze. – powiedziałam cicho.
- Tylko dopilnuj,
żeby nie robił już żadnych głupot, okej? Widać, że masz na niego dobry wpływ, a
jego sytuacja… nie jest prosta. I zgłoś się jutro na komisariat, żebyśmy mogli
spisać twoje zeznania, takie są procedury.
- Dopilnuję. –
uśmiechnęłam się lekko, idąc z inspektorem z powrotem w stronę Harry’ego i policjanta
John’a.
Nie sądziłam, że ta
rozmowa pójdzie aż tak dobrze, naprawdę.
Mam nadzieję, że
inspektor nie napomknie nic o tej sprawie mojemu ojcu. Nie okłamię go, nie ma
mowy. On zna mnie zbyt dobrze, skapnie się, że naciągam prawdę.
*Harry*
Szlag mnie trafia,
kiedy czuję na swoim ramieniu łapę tego gościa, który miał czelność tak
bezczelnie potraktować Faith. Jak mógł ją brutalnie opleść ramionami i
dosłownie szarpiąc, odciągnąć ode mnie na kilka metrów? Próbowała mnie tylko
powstrzymać, nie zasłużyła na takie potraktowanie, napewno nie.
Szlag mnie trafia,
kiedy myślę, że to moja wina, że to przeze mnie musiała się tak bardzo
przestraszyć. Jej przerażony głos krzyczący moje imię i moja cholerna
bezradność, kiedy dociskany do ziemi, nie mogłem się ruszyć. Właśnie wtedy na
jej twarzy pojawił się grymas od nieustającego mocnego uścisku tego gnoja.
Właśnie wtedy ten cholerny strach o nią ogarnął moje ciało, a ja nie mogłem nic
zrobić, by jej pomóc.
Dawno nie czułem
tego rodzaju strachu… i doskonale wiem, że ja… ja po prostu… nie powinienem go
poczuć, nie teraz. Fakt pojawienia się go, przeraża mnie, bardzo. To nie może
się dziać, nie teraz. Wszystko tylko nie znów to chore uczucie, proszę.
Szlag mnie trafia,
kiedy patrzę jak ten inspektor głaska ją po ramieniu, uspokajając. Dlaczego do
cholery jasnej ona płacze? Nie wiem jak wiele łez wypłynęło z jej oczu, ale
wiem, że każda boli mnie coraz bardziej.
Szlag mnie trafia,
kiedy przypominam sobie, że to właśnie ja już wiele razy byłem powodem jej łez.
Czy teraz też płacze przeze mnie? Mój żołądek niespodziewanie zacisnął się w
supeł, gdy tylko taka ewentualność przeszła przez mój umysł. Nie może znów
przeze mnie płakać, nie chcę żeby płakała przeze mnie. W dziwny sposób zależy
mi na niej i samo wspomnienie jej drżącego od płaczu ciała sprawia, że mam
ochotę trafić za to do więzienia. Dlaczego muszę mieć tak pojebany charakter,
który sprawia, że boi się mnie na tyle, by płakać?
Jak mogę ją tak
bardzo krzywdzić?
Jak mogłem dopuścić
do tego, że nazwała mnie swoim koszmarem?
Za każdym razem
wspomnienie jej słów boli tak samo.
Zamyślony, nie
zauważyłem nawet, że Faith stoi już obok mnie, a inspektor z westchnieniem
zdejmuje kajdanki z moich nadgarstków. Zaskoczony zmarszczyłem brwi,
spoglądając na niego pytająco.
Co jest?
- Masz ostatnią
szansę, Styles. Jesteś wolny. Podziękuj swojej dziewczynie. – uśmiechnął się
lekko inspektor, kiedy pocierałem delikatnie palcami o swoje lekko poocierane
od kajdanek nadgarstki.
Dziewczynie? Mojej
dziewczynie? Co do cholery?
Mój wzrok padł na
Faith. Co ona wykombinowała?
- Um. Dziękuję,
Faith. – powiedziałem, zbliżając się do dziewczyny i przyciągając ją do siebie.
Jej drobne ciało przylgnęło do mnie, a moje ramiona ciasno oplotły ją,
zamykając w opiekuńczym uścisku. Dziewczyna po chwili namysłu wtuliła się we
mnie bardziej, ukrywając twarz w mojej koszulce. Usłyszałem tylko jakieś
pożegnanie ze strony inspektora i funkcjonariusza John’a, ale naprawdę nie
zwróciłem na to szczególnej uwagi. Teraz liczyła się tylko ona, Faith. Sposób w
jaki dziewczyna idealnie wpasowuje się w czeluści moich ramion sprawia, że
mimowolnie przez mój umysł przebiega myśl, że jest stworzona specjalnie dla
mnie.
- Tak bardzo się
bałam, Harry… Nigdy więcej, tak nie rób, proszę. – wyszeptała w moją koszulkę
przez co ledwo ją zrozumiałem. Przygryzłem nerwowo wargę, czując jak od tych
słów kolejny raz zaczynam tracić grunt pod nogami. Niech nie mówi, że się mnie
boi, że jestem jej koszmarem, błagam, niech ona tego nie mówi…
- Nie zrobię.
Przepraszam, Faith. Nie chciałem żebyś była świadkiem takiej sytuacji, nie
chciałem, żebyś się bała. – powiedziałem to, co miałem na myśli i pogłaskałem
dziewczynę delikatnie po jej długich blond włosach. – Wracamy? Opowiesz mi
wszystko w drodze powrotnej, dobrze? – spytałem, na co tylko delikatnie kiwnęła
głową, odrywając swoje ciało od mojego.
Teraz dopiero zdałem
sobie z tego sprawę. Z tego co zaczynam czuć do Faith. To wszystko powoli mnie
ogarnia, a ja sam wiem, że zależy mi na niej dużo bardziej niż powinno.
Pieprzona oziębłość i wysokie mury postawione przeze mnie sprawiają, że
wszystkie najmniejsze uczucia względem niej odczuwam podwójnie.
Wiem jedno. Muszę
to zwalczyć. Muszę sprawić, że raz na zawsze odsunie się ode mnie na tyle, by
zostawić moje wybudowane mury obojętności w spokoju. Muszę to zrobić za każdą
cenę. Wiem, że wyleje przeze mnie wiele łez, ale ostrzegałem ją, że im dłużej
będę musiał czekać, tym dla niej gorzej.