*2 dni później, Faith*
Siedziałam przy stole w kuchni, prawie nieprzytomna, jedząc
śniadanie. Poniedziałki rano nie są tym co lubię. Do tego prawie całą noc nie
zmrużyłam oka i dziś jestem totalnie niewyspana. Jeszcze chyba całkowicie nie doszłam do siebie po konfrontacji z Harry’m w piątkową noc. Słowa
wypowiedziane przez niego ciągle przebiegają gdzieś przez moją podświadomość.
Cholera jasna, ten chłopak jest tak cholernie popaprany… Najpierw mówi mi, że
chce iść do swoich panienek i ma mnie w dupie, a potem, że chce mnie
chronić i że jestem jego. Cała się
trzęsę na samą myśl o jego psychopatycznym tonie tej wypowiedzi, który
jednocześnie potrafił być tak łagodny i miękki. To szaleństwo, totalne
szaleństwo.
Westchnęłam i podniosłam się z krzesła. Całkowicie straciłam
apetyt na jakiekolwiek jedzenie. Myśli o Harry’m od razu zacisnęły mój żołądek
w strachu, sprawiając, że nie mogłam przełknąć już nawet kęsa. Włożyłam talerz
do zmywarki i wyszłam z kuchni. Zdecydowanie muszę zająć myśli czymś innym niż ten
kędzierzawy chłopak, bo od spotkania go wszystko co robię zdaje się być prawie
mechaniczne. Przerzuciłam torbę pełną książek przez ramię, a następnie
założyłam moje trampki. Przeczesałam jeszcze dłonią swoje blond włosy i wyszłam
z domu ze spuszczoną przez oślepiające mnie poranne słońce głową. Patrząc na
czubki swoich białych trampek, ruszyłam chodnikiem w stronę szkoły. Listopadowy poranny chłód szybko dał mi o sobie znać przez co bardziej naciągnęłam rękawy bluzy na
dłonie. Westchnęłam i stwierdzając, że
zapewne znając moje szczęście zaraz zaryję głową o skrzynkę na listy,
przeniosłam wzrok przed siebie. Zamarłam, w jednej chwili zatrzymując się w bezruchu. Moje przerażone spojrzenie od razu padło na Harry'ego, stojącego zaledwie metr ode mnie. Uśmiechnięty zawadiacko chłopak opierał się o swój motor, lustrując mnie spojrzeniem. Patrząc na niego nie dało się nie zauważyć jego dostrzegalnej gołym okiem pewności siebie.
- Co tak się patrzysz, mała? Ducha zobaczyłaś? – uśmiechnął
się szeroko.
- Coś gorszego. – mruknęłam, a Harry roześmiał się
dźwięcznie, patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem. Bawi go to? No tak, to co nie
bawi mnie, bawi jego. Nie no czemu mnie to dziwi. Przecież ten synek jest
kopnięty.
- Kochanie, nie potrafię zrozumieć dlaczego mnie tak nie
lubisz. – uśmiechnął się.
- Bo boję się ciebie, rozumiesz? Boję się! – szepnęłam.
- Nie bój się mnie, mała. – odparł spokojnym, miękkim tonem.
To cholernie głupie, że coś w jego głosie zawsze sprawiało, że chciałam wierzyć
jego słowom. Umilkłam, nie wiedząc co powinnam odpowiedzieć na jego słowa.
- Czekaj chwilę… Cholera jasna! Skąd ty w ogóle wiesz gdzie
mieszkam? Skąd wiedziałeś gdzie w piątek przyjść? Skąd wiedziałeś, że teraz
będę wychodziła do szkoły? Skąd? – wydukałam po chwili przerażona, natchnięta nagłą niepokojącą myślą. Cholera jasna, to
takie frustrujące, że on wydaje się wiedzieć właściwie wszystko o mnie, a ja praktycznie
nic o nim nie wiem. Wiem tylko, że jest nieobliczalny pod względem tego co chce
osiągnąć. I to wydaje się być jak dla mnie jedyną przydatną informacją, mówiącą mi, że właśnie powinnam spieprzać gdzie pieprz rośnie. Tak tylko mówię.
- Mówiłem, że zdobycie każdej ciekawiącej mnie o tobie
informacji nie jest dla mnie problemem. – uśmiechnął się pod nosem. – Wskakuj.
Podwiozę cię do szkoły, mała.
- Nie wiesz do której szkoły chodzę i niech tak pozostanie.
Poradzę sobie. – mruknęłam.
- Uh... Chodzisz do liceum artystycznego we wschodnim Londynie.
Jakieś pół godziny drogi piechotą stąd. Lekcje zaczynasz za 25 minut,
matematyką, a kończysz fizyką o 15. Mam mówić dalej? – co? Cholera jasna!
- Czego ty ode mnie chcesz tak naprawdę, co? – powiedziałam
przerażona, starając się go wyminąć i jak najszybciej pójść do szkoły. Już
nawet nie oczekiwałam odpowiedzi, nie chciałam jej znać. Chciałam się po prostu
już od niego uwolnić.
Harry bardzo szybko złapał mój ciągłe obolały od jego poprzedniego
uścisku nadgarstek. Oczywiście chłopak nie byłby strasznym sobą, gdyby mi
pozwolił tak po prostu pójść do szkoły. W sumie czego ja się spodziewałam?
- Chcę ciebie, ale tego tak szybko nie dostanę. Podoba mi
się to. Swoją drogą to powiem ci, że polowanie na ciebie jest cholernie
ekscytujące i podniecające, Faith. – wyszczerzył się w moją stronę,
przyciągając mnie do siebie za biodra. To naprawdę powoli robi się dla mnie nudne, za każdym razem finał naszego spotkania jest taki sam. Dlaczego kiedy tylko go widzę między nami dochodzi do chodź jednego zbliżenia z jednoznacznymi podtekstami? To frustrujące. Harry pochylił się nade mną jak to zawsze miał w zwyczaju przez swój wzrost i zamruczał mi jednoznacznie do ucha. Jego zachrypnięty głos przeszył mnie
całą. W jego chrypie zawsze było coś co sprawiało, że każde słowo które wypowiadał było pełne dziwnego i niezrozumiałego dla mnie erotyzmu. Dreszcz, który
przebiegł po moich plecach, wywołał u Harry’ego kolejną wibrację śmiechu w
klatce piersiowej. Dlaczego on tak na mnie działa?! Cholera!
- Muszę iść do szkoły, puść mnie. A najlepiej zniknij z
mojego życia. – mruknęłam (prawda jest taka, że całkowicie nie wiedziałam co mu
odpowiedzieć, bo to psychopata). Harry mocniej naparł palcami na moją skórę. Moja odpowiedź wyraźnie mu się nie spodobała. Cholera jasna, proszę nie! Nie chcę
tego znowu! Wystarczy, że teraz muszę nosić przez niego wiele bransoletek, bo
mam siniaki na nadgarstkach!
- Nie zniknę, kochanie. – powiedział miękkim głosem,
opanowując powoli tworzącą się w nim złość. Wow. On opanowujący się? Coś nowego! – Wsiadaj,
podwiozę cię.
- Poradzę sobie.
- Wsiadaj! – znowu ten szorstki ton, nienawidzę kiedy tak do
mnie mówi.
- Dobrze, dobrze…! Tylko nie krzycz na mnie… - wyszeptałam.
Harry wsiadł na motor i przeniósł na mnie swój wyczekujący
wzrok. Nerwowo przestąpywałam z nogi na nogę, nie wiedząc co zrobić.
Westchnęłam. Spojrzałam na Harry’ego. Nadal
nie byłam pewna czy dobrze robię, zgadzając się na jazdę z nim, ale wsiadłam na
ten jego cholerny motor. I że co ja mam się go złapać? Kompletnie nie wiedząc
jak się zachować bardzo niepewnie oplotłam Harry’ego rękami. Chłopak uśmiechnął
się pod nosem i spoglądając na mnie w lusterku, złapał moje dłonie.
- Przysuń się bardziej do mnie i obejmij mnie mocniej. Nie
jeżdżę wolno. – poinstruował mnie, a ja niepewnie zbliżyłam swoje ciało do
niego. Dobrze? Cholera jasna, pierwszy i ostatni raz jadę z nim motorem! Na
pewno! Zdecydowanie za wielka bliskość ciał! Chłopak cicho zaśmiał się pod
nosem i oplótł moje ręce wokół jego klaty. Cholera. Czułam tylko jak pod jego
koszulką i moimi rękami piętrzy się jego kaloryfer. Gdyby nie nazywał się Harry
Styles, może i byłabym tym podjarana, ale w tym wypadku jestem bardziej
przerażona jego mięśniami. – Świetnie. Trzymaj się, mała. – powiedział po czym
nie uprzedzając ruszył chyba z całą możliwą prędkością. Szybko przekonałam się,
że tak nie było. Z trudem powstrzymywałam się od krzyku. Moje dłonie
mimowolnie zaczęły ciaśniej oplatać Harry’ego, a ja sama mocniej wtulać w jego
plecy. Wiem jedno. Jeśli to przeżyję NIGDY więcej nie wsiądę na ten jego pieprzony
motor.
~*~
Stanęłam na parkingu szkoły. Moje nogi w dalszym ciągu
uginały się pode mną jakby były z waty. Cholera jasna, sama w to nie wierzę,
ale przeżyłam tą morderczą podwózkę. Harry patrząc na mnie ciągle chwiejącą
się, wybuchnął śmiechem. Hahaha, zabawne do posikania.
- Nie było tak źle. Jechałem wolno. – wyszczerzył się.
- Wolno? Nie wiem kto ci dał prawko, ale popełnił błąd
życia! – powiedziałam spanikowana. – Ostatni raz jadę z tobą jednym pojazdem!
Mówię serio! Nigdy więcej!
- Oj, mała, mała. Od dziś będziesz jeździła tak ze mną
codziennie. – uśmiechnął się. Wokół nas nie było nikogo. Z tego co zauważyłam
pojawienie się pod szkołą sławnego Screama skutecznie wykurzyło wszystkich,
którzy uciekli, widząc tylko jego motor. Czułam na sobie jedynie wzrok
rówieśników, patrzących na mnie z każdego możliwego ciemnego zakamarku
dziedzińca szkoły, chroniącego nastolatków od groźnego Harry’ego. Też
najchętniej bym się tak schowała. Co jak co, ale teraz narobiłam sobie respektu
wśród nich, jako nowa ‘zdobycz’ Screama… Eh.
- Codziennie? Nigdy, nawet za milion lat. – prychnęłam.
- Znowu chcesz mi się sprzeciwiać? – powiedział ponownie szorstkim
tonem. Cholera jasna! Dlaczego on ma nade mną tą chorą psychiczną przewagę?! Harry
doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jak podniesie na mnie głos, to poddam
mu się. Chłopak potrafi naprawdę skutecznie to wykorzystać.
- Nie… - szepnęłam. – W porządku, codziennie mnie wozisz do szkoły,
rozumiem…
- Cieszę się, że się rozumiemy.
- Tak, ja też się cieszę… Muszę już iść… Spóźnię się na
matematykę…
- W porządku. Dziś niestety nie będę mógł cię odebrać, mam ważne spotkanie, więc
będziesz musiała sobie poradzić sama… Przepraszam. Chyba, że wyślę po ciebie
mojego kumpla... Tak w sumie tak też mogę zrobić. – westchnął. Harry… przeprasza? Muszę to kurwa gdzieś zapisać!
- Poradzę sobie sama, naprawdę!
- No dobrze… Skoro tak wolisz… - poddał się. ON SIĘ PODDAŁ?
CZYSTE SZALEŃSTWO, BRYTYJSKA FALA… Nie, nic. – Miłego dnia. – uśmiechnął się.
- Tak tobie też. – powiedziałam cicho i szybko odwróciłam
się, biegnąc w stronę szkoły. Za sobą usłyszałam tylko pisk opon i to jak motor
Harry’ego odjeżdża sprzed budynku szkoły. Jedno jest pewne – wygrałam wszystko,
bo Styles nie może mnie dziś odebrać.
____________________________________________________________
Kolejny rozdział powinien pojawić się środa/czwartek.
Czytasz = Komentujesz.
Chcesz być informowany o nowych rozdziałach? Wpisz się tutaj: klik albo napisz do mnie na Twitterze (@darkside_94).
Dziękuję, miło mi. x
OdpowiedzUsuńNapewno zajrzę na twojego bloga przy odrobinie wolnego czasu. x