piątek, 28 marca 2014

7. What now?

*Faith*
Kolejny raz starannie wygładziłam dłońmi białą koszulę i poprawiłam swoje czarne rurki, ściśle przylegające do moich nóg, przeglądając się niezmiennie ze wszystkich stron w lustrze. Przygryzłam nerwowo wargę, zerkając na zegarek, który nieubłaganie wybił godzinę siódmą. Każda sekunda spóźnienia Harry’ego będzie dawała mi nadzieję na jego nieprzybycie i zrezygnowanie z naszej nieszczęsnej 'randki'. Zupełnie nie wiem co ten chłopak ma w sobie, ale sprawił, że jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów. Jednak najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nie wiem już sama, czy moje zdenerwowanie ma związek ze strachem, który we mnie wywołuje, czy z ekscytującym podnieceniem, które ogarnia mnie za każdym razem, gdy znajduję się blisko niego. Zamyślona, pisnęłam cicho i wzdrygnęłam się w momencie, w którym dźwięk nowej odebranej wiadomości rozległ się po pokoju. W tym momencie zdecydowanie strach wziął górę nad moim podnieceniem. Biorąc głęboki oddech z ociąganiem sięgnęłam po swój telefon. Jedna nieodebrana wiadomość od nieznanego numeru. Westchnęłam.
„Czekam na zewnątrz, maleńka. Wybacz kilkuminutowe spóźnienie, obiecuję, że niegrzecznie ci je wynagrodzę. Ah, i nawet nie próbuj się wykręcać, doskonale wiesz, że i tak ci to nic nie da. x”
Nerwowo wbiłam paznokcie w swoje odkryte ramię i wywracając oczami schowałam telefon do torebki. Widać Harry ma zamiar raczyć mnie swoimi bezczelnymi tekstami nie tylko w momentach, kiedy się widzimy, ale także przez sms-y. Nie zastanawiałam się nawet skąd on do cholery ma mój numer – zdobycie go musiało być dla niego tak proste jak mojego adresu. Kolejny sygnał wiadomości, której już nie miałam zamiaru odbierać, świadczył po prostu o zniecierpliwieniu i irytacji chłopaka. Naprawdę są to ostatnie odczucia, które chcę, aby dziś od niego emanowały, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że zazwyczaj słabo się dla mnie kończą. Westchnęłam. Założyłam jeszcze tylko czarne szpilki i cieniutki sweterek, po czym powoli zeszłam na dół, ostrożnie stawiając każdy kolejny krok zbliżający mnie do Harry'ego. W głębi duszy liczyłam, że opierający się z uśmiechem o framugę drzwi kuchni mój tata jeszcze mnie zatrzyma i nie puści na to spotkanie, ale przeliczyłam się. Mój rodziciel był jedną z kolejnych omamionych urokiem Harry’ego osób. Nie chodziło o jego wizualny, zewnętrzny urok, tylko o to, że ten kędzierzawy chłopak naprawdę umie odpowiednio uśpić czujność zamierzonej przez niego osoby do tego stopnia, aby  zatańczyła tak jak on jej zagra. Posłałam tacie lekki uśmiech i pożegnałam z nim, wychodząc z domu. Od razu dostrzegłam opierającego się o swoje czarne porche Harry’ego z tym jego zarozumiałym uśmieszkiem na ustach. Miałam ochotę mu przywalić prosto w twarz, żeby on chodź na chwilę zszedł z jego twarzy. Kuszące, ale niemożliwe do spełnienia.
Ledwo zdążyłam zbliżyć się do sylwetki Harry’ego, a on już zwinnie przyciągnął mnie do siebie za biodra, kolejny raz ledwo pozwalając mi oddychać, kiedy przyciskał moje biodra do swoich. Czy to jak bardzo narusza tym moją przestrzeń osobistą sprawia mu aż taką przyjemność?
- Miałaś założyć coś seksownego… W moim języku to znaczy krótka sukienka. Zapamiętaj to na przyszłość, kotku. – uśmiechnął się, całując mnie w policzek. Jego jak zwykle mocno zachrypnięty głos sprawił, że mimowolnie zagryzłam dolną wargę, a moje ciało po raz kolejny obiegł dreszcz. Chłopak zaśmiał się dźwięcznie, zakładając mi kosmyk moich blond włosów za ucho. Naprawdę nudziło mnie to pogrywanie sobie z nim w taki sposób... A to wszystko przez moją cholerną słabość do chrypy w głosie! Pierdolę taką politykę!
- Ubrać sukienkę na spotkanie z tobą? Jestem tylko blondyną, ale resztki rozumu mam, wiesz? Ja założę sukienkę, a ty zrozumiesz to jako prowokację ‘przeleć mnie na pierwszym lepszym blacie’! Podziękuję. – prychnęłam, a Harry kolejny raz zaśmiał się gardłowym śmiechem. Co go tak bawi?! Nie wiedziałam, że ze mnie taka jajcarka! A niby moje żarty są nieśmieszne, no kto by pomyślał, patrząc na reakcję Harry’ego?
- Widzę, że szybko się uczysz, mała. Ale spokojnie, jeszcze kilka dni, a sama będziesz mnie o to błagać. – powiedział pewnie z tym swoim uśmieszkiem na ustach, po czym otworzył przede mną drzwi. – Wsiadaj. – polecił. Oh, i znów robi się nieprzyjemnie. Wiedziałam, że za długo było sympatycznie.
- A jaką mam pewność, że nie wywieziesz mnie gdzieś i nic mi nie zrobisz? – westchnęłam. Pełna niepewności patrzyłam to na otworzone drzwi od samochodu, to na stojącego przy nich Harry’ego, w którego oczach pogłębiała się irytacja.
- Musisz mi zaufać. Wsiadaj, albo cię zmuszę. – warknął. Okej, okej, zluzuj gacie, synek. Tak tylko spytałam, a ty od razu się irytujesz. Tak tylko mówię, ale masz problem z odpowiadaniem na zadane pytania. Albo ja mam problem z samą sobą, bo ciągle mówię do siebie w myślach… Eee tam. To on jest psycholem, nie ja. Prawda? Boże, zaczęłam rozmawiać sama ze sobą w myślach, źle ze mną. Niedługo odwiozą mnie przez niego do psychiatryka… Ej, to by nie było takie złe, chociaż tam by mnie nie znalazł! Boże, co ja w ogóle plotę?
- W porządku… - westchnęłam i niepewnie wsiadłam do samochodu chłopaka, który zaraz za mną zamknął drzwi. Harry szybko okrążył swój samochód i po chwili zajął już miejsce obok mnie. Spojrzał na mnie, po czym odpalił samochód i szybko ruszył sprzed mojego domu. Widzę, że niezależnie od tego czy chłopak jedzie motorem, czy samochodem – prędkość dla niego to podstawa. Mam tylko nadzieję, że to co dla niego jest niezbędne, dla mnie nie będzie zgubne…
~*~
Zjedzenie kolacji w towarzystwie Harry’ego to chyba najdziwniejsza z rzeczy jakie kiedykolwiek robiłam w życiu, poważnie. Niby normalna rzecz, zwykły posiłek w restauracji… a to było coś tak ekstremalnego jak skok na bangee. Tak, może przesadzam, ale przez całą kolację udało mi się dobierać tak odpowiednio słowa, żeby go nie wkurzyć. Co najważniejsze udało mi się znieść jego głupkowate dwuznaczne uwagi i nie powybijać mu zębów – postęp.
Chłopak otworzył przede mną drzwi, a ja z westchnieniem wyszłam pierwsza z restauracji. Od razu chłodne październikowe powietrze oplotło moją osobę podmuchem wiatru. Zatrzęsłam się od tego lekko, ale nie zwróciłam na to większej uwagi.  Spojrzałam na Harry’ego, który idąc obok mnie ściągnął swoją marynarkę. Pierwsza moja myśl? Kolesiowi odbiło, bo chce rozebrać się na ulicy, serio. Ku mojemu zaskoczeniu zdjęta przez Harry’ego marynarka została z uśmiechem zarzucona mi na ramiona.
- Dziękuję. – powiedziałam cicho i spojrzałam na niego. To takie dziwne, chłopak potrafi być naprawdę w porządku, jeżeli tylko chce i w każdym momencie mnie nie przeraża.
- Nie ma sprawy. – uśmiechnął się. – Idziemy się przejść, czy wracamy? Pytam, bo chyba ci zimno…
- Jest okej. – odparłam, naciągając rękawy marynarki chłopaka na dłonie. Sama się sobie dziwię, ale… wybrałam spacer z nim, niż wrócenie do domu. Chyba kompletnie zwariowałam, ale to z tego powodu, że mój umysł został chwilowo przyćmiony przez zauroczenie głębokimi dołeczkami, które widnieją w policzkach chłopaka. Awwwh, one są takie urocze! Szkoda tylko, że osoba, która je posiada już tak słodka jak one nie jest.
- To świetnie, chodźmy. – powiedział miękko i objął mnie w pasie. Nie protestowałam, nie chciałam żeby znowu się wkurzał. Zamierzałam zatrzymać stan jego sympatyczności przynajmniej do końca tej naszej randki.
~*~
Powoli spacerowaliśmy po Londynie, idąc w świetle zapalających się już latarni. Skręcając w kolejną uliczkę, mijaliśmy jakiś bar, na który nie zwróciłam większej uwagi. Ale coś obok niego widocznie zaciekawiło, a wręcz chyba wkurzyło Harry’ego. Widziałam jak jego mięśnie zaczynają się napinać, a dłonie zaciskają się w pięści.
- To ten skurwol… Świetnie, że akurat jestem nabuzowany. – powiedział sam do siebie. Podążyłam za jego wzrokiem, który zatrzymywał się na opierającym się o ścianę boczną lokalu chłopaku. Do jego ciała przylegała długonoga, całująca go namiętnie blondyna, którą tamten macał po tyłku. Ugh, rzygać mi się chce, patrząc na całkowity brak szacunku, który chłopak okazuje tej dziewczynie i na który ona mu pozwala. Kiedy po chwili blondynka odsunęła się od niego, uśmiechając pusto, wyglądała na typową cukierkową idiotkę. Sprawa braku szacunku do siebie? Wyjaśniona. Nie, że oceniam ją powierzchownie, ale sposób jej chodzenia okazany przy odejściu od chłopaka, znakomicie okazuje profesję do jakiej się nadaje. Nie, że ją obrażam, czy coś, tak tylko mówię… Ależ ja się ostatnio zrobiłam opryskliwa, zdecydowanie zbyt dużo czasu spędziłam w towarzystwie Harry’ego, to wszystko przez niego, tak zdecydowanie przez niego. Nerwowo spojrzałam na Styles’a, który z coraz większym impetem zaciskał swoje pięści, nie spuszczając oczu z tajemniczego faceta. On pewnie nawet nie wiedział, że jest właśnie obserwowany przez niebezpiecznego chłopaka, który go nienawidzi… A nienawiść Harry’ego mogła nieść różne skutki. Przypuszczam, że wszystkie były negatywne. Oczy towarzyszącego mi chłopaka w jednej chwili zwróciły się w moją stroną. Przeraziły mnie od razu. Były jeszcze gorsze niż te, które miałam okazje już obserwować. Nie wiedziałam, że to wogóle jest możliwe. – Poczekaj tutaj. Nie ruszaj się. Muszę załatwić jedną sprawę i pozbyć się całkowicie swojego wkurwienia. Nie chcę spieprzyć nam randki. – warknął. Halo, koleś? Już to zrobiłeś, bo znowu się ciebie boję? Jesteś aż taki głupi, czy tylko udajesz? Eh. Harry nie czekał nawet na moją reakcję, potwierdzenie, czy też zaprzeczenie, po prostu ruszył w stronę tamtego faceta. Moja świadomość przestała działać poprawnie. Patrzyłam tylko jak chłopak, z którym spędziłam te kilka godzin coraz bardziej zbliża się do tajemniczego osobnika, który odwrócił się w jego stronę. Jason? Cholera, to się nie skończy dobrze, to po prostu nie może skończyć się dobrze. Jason dostrzegł Harry’ego i uśmiechnął się głupkowato, mówiąc coś pod jego adresem, co musiało ewidentnie rozwścieczyć go jeszcze bardziej. – Mamusia już cię nie pozna, gnoju! – powiedział ostro Harry, natychmiast obdarzając chłopaka potężnym ciosem, od którego tamten natychmiast się zachwiał. Pisnęłam z przerażenia. Nie spodziewałam się, że to dopiero początek, naprawdę. W jednej chwili kolejne ciosy rozwścieczonego do granic możliwości Harry’ego zaczęły docierać do twarzy Jason’a, który już po kilku leżał na ziemi. Ale on na to nie zważał. Jego pięści co chwilę znajdywały się w kontakcie z pół przytomnym chłopakiem, który mimo prób nie dał rady się obronić. Zaczynam sądzić, że gdy Harry wpada w swoją furię to… to nic ani nikt go po prostu nie powstrzyma i nie pokona.
Mimo strachu gromadzonego we mnie biegiem ruszyłam w stronę Harry’ego. Nienawiść istnie emanowała od tego chłopaka co wywołało we mnie jeszcze więcej negatywnych emocji co do niego, a wszystkie pozytywne – wyparowały w tej jednej chwili. Będąc bliżej zdążyłam tylko zobaczyć twarz okładanego Jason’a. Miał całą twarz zalaną krwistoczerwonym płynem, który znajdywał się już również na pięściach Harry’ego. Krew…
- Przestań, proszę! Przestań! – krzyknęłam z przerażenia, łapiąc Harry’ego za ramiona i starając się odciągnąć go od chłopaka. Jednak  pewnie nawet nie odczuł moich szarpnięć, zdawał się mnie nie słyszeć. – Harry, przestań! Zostaw go, on jest nieprzytomny! – wołałam do niego, zalana łzami przerażenia, które ściekały po moich policzkach. Nie kontrolowałam ich. Tak drastycznego momentu jeszcze nigdy nie widziałam na własne oczy, przyrzekam.
- Mówiłem ci kurwa, że masz tam zostać! –  krzyknął na mnie, odwracając głowę w moją stronę. Jego ciemne oczy przeszyły lodowatym spojrzeniem moją osobę. Teraz nie mogłam stchórzyć. Naprawdę nie mogłam. Musiałam wreszcie przeciwstawić się chłopakowi, żeby ocalić już nieprzytomną osobę. Mimo moich nieudolnych prób powstrzymania Styles’a jego pięści teraz nie zważały na nic. Trafiały gdzie tylko mogły, byleby tylko były trafne. Kolejny raz spróbowałam odciągnąć Harry’ego za ramiona, kiedy ja sama po prostu zostałam opleciona od tyłu silnymi, męskimi ramionami i odciągnięta do tyłu. Pisnęłam, próbując wyrwać się z mocnego uścisku, jednak moje szarpania i tak nic nie dawały. Cholera jasna, dostanę po ryju jak nic, ewentualnie mnie zapierdolą, albo gdzieś wywiozą. Pieprzony Styles, to wszystko jego pieprzona wina!
- Harry! – zawołałam. Jedyną osobą, która może mi teraz pomóc jest właśnie on. To takie popierdolone uczucie wiedzieć, że moje życie może zależeć właśnie od niego.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, ale w momencie, w którym mnie zauważył, skutecznie został odciągnięty w bok, powalony na ziemię i przyciśnięty do niej. Przestałam się szarpać i piszczeć dopiero w momencie, w którym zobaczyłam jaskrawo-żółty napis na kurtce mężczyzny obezwładniającego Harry’ego. Zamarłam. Kurwa mać. Policja.
_____________________________________________________
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale mam taki zapiździel w szkole, że nic sensownego sklekucić się nie da, eh. Poza tym ostatnio nawet nie miałam głowy do pisania, bo poszłam sobie na dwór a tu jak nie przyszedł drugi Ksaweruś to mnie tak wypiździło, że ja prdl i teraz jestem przeziębiona, lol. No, ale co tam się tłumaczyć, to mało istotne, prawda?
Dodałabym rozdział wcześniej, ale dopiero teraz mam do tego głowę. Po prostu po spotkaniu moich idoli (ROOM94) byłam tak bardzo podjarana, że chyba nie dodałabym nic co można byłoby nazwać rozdziałem, hahah.


4 komentarze:

  1. Jezu wciągnęłam się. Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :* początki zawsze są trudne i jest mało komentarzy ale już za niedługo napewno bd więcej komentarzy :) Proszę dodaj szybko next bo to opowiadanie jest niesamowite ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że dodam w tym tygodniu, bo jak widzę nie osiągnę zamierzonej liczby komentarzy. Dziękuję za miłe słowa, kochanie. x

      Usuń