*Faith*
Kolejny raz
starannie wygładziłam dłońmi białą koszulę i poprawiłam swoje czarne rurki,
ściśle przylegające do moich nóg, przeglądając się niezmiennie ze wszystkich
stron w lustrze. Przygryzłam nerwowo wargę, zerkając na zegarek, który
nieubłaganie wybił godzinę siódmą. Każda sekunda spóźnienia Harry’ego będzie
dawała mi nadzieję na jego nieprzybycie i zrezygnowanie z naszej nieszczęsnej
'randki'. Zupełnie nie wiem co ten chłopak ma w sobie, ale sprawił, że jestem
jednym wielkim kłębkiem nerwów. Jednak najgorsze z tego wszystkiego jest to, że
nie wiem już sama, czy moje zdenerwowanie ma związek ze strachem, który we mnie
wywołuje, czy z ekscytującym podnieceniem, które ogarnia mnie za każdym razem,
gdy znajduję się blisko niego. Zamyślona, pisnęłam cicho i wzdrygnęłam się w
momencie, w którym dźwięk nowej odebranej wiadomości rozległ się po pokoju. W
tym momencie zdecydowanie strach wziął górę nad moim podnieceniem. Biorąc
głęboki oddech z ociąganiem sięgnęłam po swój telefon. Jedna nieodebrana
wiadomość od nieznanego numeru. Westchnęłam.
„Czekam na
zewnątrz, maleńka. Wybacz kilkuminutowe spóźnienie, obiecuję, że niegrzecznie
ci je wynagrodzę. Ah, i nawet nie próbuj się wykręcać, doskonale wiesz, że i
tak ci to nic nie da. x”
Nerwowo wbiłam
paznokcie w swoje odkryte ramię i wywracając oczami schowałam telefon do
torebki. Widać Harry ma zamiar raczyć mnie swoimi bezczelnymi tekstami nie
tylko w momentach, kiedy się widzimy, ale także przez sms-y. Nie zastanawiałam
się nawet skąd on do cholery ma mój numer – zdobycie go musiało być dla niego
tak proste jak mojego adresu. Kolejny sygnał wiadomości, której już nie miałam
zamiaru odbierać, świadczył po prostu o zniecierpliwieniu i irytacji chłopaka.
Naprawdę są to ostatnie odczucia, które chcę, aby dziś od niego emanowały, bo
doskonale zdaje sobie sprawę, że zazwyczaj słabo się dla mnie kończą.
Westchnęłam. Założyłam jeszcze tylko czarne szpilki i cieniutki sweterek, po
czym powoli zeszłam na dół, ostrożnie stawiając każdy kolejny krok zbliżający
mnie do Harry'ego. W głębi duszy liczyłam, że opierający się z uśmiechem o
framugę drzwi kuchni mój tata jeszcze mnie zatrzyma i nie puści na to
spotkanie, ale przeliczyłam się. Mój rodziciel był jedną z kolejnych omamionych
urokiem Harry’ego osób. Nie chodziło o jego wizualny, zewnętrzny urok, tylko o
to, że ten kędzierzawy chłopak naprawdę umie odpowiednio uśpić czujność
zamierzonej przez niego osoby do tego stopnia, aby zatańczyła tak jak on jej zagra. Posłałam
tacie lekki uśmiech i pożegnałam z nim, wychodząc z domu. Od razu dostrzegłam
opierającego się o swoje czarne porche Harry’ego z tym jego zarozumiałym
uśmieszkiem na ustach. Miałam ochotę mu przywalić prosto w twarz, żeby on chodź
na chwilę zszedł z jego twarzy. Kuszące, ale niemożliwe do spełnienia.
Ledwo zdążyłam zbliżyć
się do sylwetki Harry’ego, a on już zwinnie przyciągnął mnie do siebie za
biodra, kolejny raz ledwo pozwalając mi oddychać, kiedy przyciskał moje biodra
do swoich. Czy to jak bardzo narusza tym moją przestrzeń osobistą sprawia mu aż
taką przyjemność?
- Miałaś założyć
coś seksownego… W moim języku to znaczy krótka sukienka. Zapamiętaj to na
przyszłość, kotku. – uśmiechnął się, całując mnie w policzek. Jego jak zwykle
mocno zachrypnięty głos sprawił, że mimowolnie zagryzłam dolną wargę, a moje
ciało po raz kolejny obiegł dreszcz. Chłopak zaśmiał się dźwięcznie, zakładając
mi kosmyk moich blond włosów za ucho. Naprawdę nudziło mnie to pogrywanie sobie
z nim w taki sposób... A to wszystko przez moją cholerną słabość do chrypy w
głosie! Pierdolę taką politykę!
- Ubrać sukienkę na
spotkanie z tobą? Jestem tylko blondyną, ale resztki rozumu mam, wiesz? Ja
założę sukienkę, a ty zrozumiesz to jako prowokację ‘przeleć mnie na pierwszym
lepszym blacie’! Podziękuję. – prychnęłam, a Harry kolejny raz zaśmiał się
gardłowym śmiechem. Co go tak bawi?! Nie wiedziałam, że ze mnie taka jajcarka!
A niby moje żarty są nieśmieszne, no kto by pomyślał, patrząc na reakcję
Harry’ego?
- Widzę, że szybko
się uczysz, mała. Ale spokojnie, jeszcze kilka dni, a sama będziesz mnie o to
błagać. – powiedział pewnie z tym swoim uśmieszkiem na ustach, po czym otworzył
przede mną drzwi. – Wsiadaj. – polecił. Oh, i znów robi się nieprzyjemnie. Wiedziałam,
że za długo było sympatycznie.
- A jaką mam
pewność, że nie wywieziesz mnie gdzieś i nic mi nie zrobisz? – westchnęłam.
Pełna niepewności patrzyłam to na otworzone drzwi od samochodu, to na stojącego
przy nich Harry’ego, w którego oczach pogłębiała się irytacja.
- Musisz mi zaufać.
Wsiadaj, albo cię zmuszę. – warknął. Okej, okej, zluzuj gacie, synek. Tak tylko
spytałam, a ty od razu się irytujesz. Tak tylko mówię, ale masz problem z
odpowiadaniem na zadane pytania. Albo ja mam problem z samą sobą, bo ciągle
mówię do siebie w myślach… Eee tam. To on jest psycholem, nie ja. Prawda? Boże,
zaczęłam rozmawiać sama ze sobą w myślach, źle ze mną. Niedługo odwiozą mnie
przez niego do psychiatryka… Ej, to by nie było takie złe, chociaż tam by mnie
nie znalazł! Boże, co ja w ogóle plotę?
- W porządku… -
westchnęłam i niepewnie wsiadłam do samochodu chłopaka, który zaraz za mną
zamknął drzwi. Harry szybko okrążył swój samochód i po chwili zajął już miejsce
obok mnie. Spojrzał na mnie, po czym odpalił samochód i szybko ruszył sprzed
mojego domu. Widzę, że niezależnie od tego czy chłopak jedzie motorem, czy
samochodem – prędkość dla niego to podstawa. Mam tylko nadzieję, że to co dla
niego jest niezbędne, dla mnie nie będzie zgubne…
~*~
Zjedzenie kolacji w
towarzystwie Harry’ego to chyba najdziwniejsza z rzeczy jakie kiedykolwiek
robiłam w życiu, poważnie. Niby normalna rzecz, zwykły posiłek w restauracji… a
to było coś tak ekstremalnego jak skok na bangee. Tak, może przesadzam, ale
przez całą kolację udało mi się dobierać tak odpowiednio słowa, żeby go nie
wkurzyć. Co najważniejsze udało mi się znieść jego głupkowate dwuznaczne uwagi
i nie powybijać mu zębów – postęp.
Chłopak otworzył
przede mną drzwi, a ja z westchnieniem wyszłam pierwsza z restauracji. Od razu
chłodne październikowe powietrze oplotło moją osobę podmuchem wiatru.
Zatrzęsłam się od tego lekko, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Spojrzałam na Harry’ego, który idąc obok mnie
ściągnął swoją marynarkę. Pierwsza moja myśl? Kolesiowi odbiło, bo chce
rozebrać się na ulicy, serio. Ku mojemu zaskoczeniu zdjęta przez Harry’ego
marynarka została z uśmiechem zarzucona mi na ramiona.
- Dziękuję. –
powiedziałam cicho i spojrzałam na niego. To takie dziwne, chłopak potrafi być
naprawdę w porządku, jeżeli tylko chce i w każdym momencie mnie nie przeraża.
- Nie ma sprawy. –
uśmiechnął się. – Idziemy się przejść, czy wracamy? Pytam, bo chyba ci zimno…
- Jest okej. –
odparłam, naciągając rękawy marynarki chłopaka na dłonie. Sama się sobie
dziwię, ale… wybrałam spacer z nim, niż wrócenie do domu. Chyba kompletnie
zwariowałam, ale to z tego powodu, że mój umysł został chwilowo przyćmiony
przez zauroczenie głębokimi dołeczkami, które widnieją w policzkach chłopaka.
Awwwh, one są takie urocze! Szkoda tylko, że osoba, która je posiada już tak
słodka jak one nie jest.
- To świetnie,
chodźmy. – powiedział miękko i objął mnie w pasie. Nie protestowałam, nie
chciałam żeby znowu się wkurzał. Zamierzałam zatrzymać stan jego sympatyczności
przynajmniej do końca tej naszej randki.
~*~
Powoli
spacerowaliśmy po Londynie, idąc w świetle zapalających się już latarni.
Skręcając w kolejną uliczkę, mijaliśmy jakiś bar, na który nie zwróciłam
większej uwagi. Ale coś obok niego widocznie zaciekawiło, a wręcz chyba
wkurzyło Harry’ego. Widziałam jak jego mięśnie zaczynają się napinać, a dłonie
zaciskają się w pięści.
- To ten skurwol…
Świetnie, że akurat jestem nabuzowany. – powiedział sam do siebie. Podążyłam za
jego wzrokiem, który zatrzymywał się na opierającym się o ścianę boczną lokalu chłopaku.
Do jego ciała przylegała długonoga, całująca go namiętnie blondyna, którą
tamten macał po tyłku. Ugh, rzygać mi się chce, patrząc na całkowity brak
szacunku, który chłopak okazuje tej dziewczynie i na który ona mu pozwala.
Kiedy po chwili blondynka odsunęła się od niego, uśmiechając pusto, wyglądała
na typową cukierkową idiotkę. Sprawa braku szacunku do siebie? Wyjaśniona. Nie,
że oceniam ją powierzchownie, ale sposób jej chodzenia okazany przy odejściu od
chłopaka, znakomicie okazuje profesję do jakiej się nadaje. Nie, że ją obrażam,
czy coś, tak tylko mówię… Ależ ja się ostatnio zrobiłam opryskliwa,
zdecydowanie zbyt dużo czasu spędziłam w towarzystwie Harry’ego, to wszystko
przez niego, tak zdecydowanie przez niego. Nerwowo spojrzałam na Styles’a,
który z coraz większym impetem zaciskał swoje pięści, nie spuszczając oczu z
tajemniczego faceta. On pewnie nawet nie wiedział, że jest właśnie obserwowany
przez niebezpiecznego chłopaka, który go nienawidzi… A nienawiść Harry’ego
mogła nieść różne skutki. Przypuszczam, że wszystkie były negatywne. Oczy
towarzyszącego mi chłopaka w jednej chwili zwróciły się w moją stroną.
Przeraziły mnie od razu. Były jeszcze gorsze niż te, które miałam okazje już
obserwować. Nie wiedziałam, że to wogóle jest możliwe. – Poczekaj tutaj. Nie
ruszaj się. Muszę załatwić jedną sprawę i pozbyć się całkowicie swojego
wkurwienia. Nie chcę spieprzyć nam randki. – warknął. Halo, koleś? Już to
zrobiłeś, bo znowu się ciebie boję? Jesteś aż taki głupi, czy tylko udajesz?
Eh. Harry nie czekał nawet na moją reakcję, potwierdzenie, czy też
zaprzeczenie, po prostu ruszył w stronę tamtego faceta. Moja świadomość
przestała działać poprawnie. Patrzyłam tylko jak chłopak, z którym spędziłam te
kilka godzin coraz bardziej zbliża się do tajemniczego osobnika, który odwrócił
się w jego stronę. Jason? Cholera, to się nie skończy dobrze, to po prostu nie
może skończyć się dobrze. Jason dostrzegł Harry’ego i uśmiechnął się
głupkowato, mówiąc coś pod jego adresem, co musiało ewidentnie rozwścieczyć go
jeszcze bardziej. – Mamusia już cię nie pozna, gnoju! – powiedział ostro Harry,
natychmiast obdarzając chłopaka potężnym ciosem, od którego tamten natychmiast
się zachwiał. Pisnęłam z przerażenia. Nie spodziewałam się, że to dopiero
początek, naprawdę. W jednej chwili kolejne ciosy rozwścieczonego do granic
możliwości Harry’ego zaczęły docierać do twarzy Jason’a, który już po kilku
leżał na ziemi. Ale on na to nie zważał. Jego pięści co chwilę znajdywały się w
kontakcie z pół przytomnym chłopakiem, który mimo prób nie dał rady się
obronić. Zaczynam sądzić, że gdy Harry wpada w swoją furię to… to nic ani nikt
go po prostu nie powstrzyma i nie pokona.
Mimo strachu
gromadzonego we mnie biegiem ruszyłam w stronę Harry’ego. Nienawiść istnie
emanowała od tego chłopaka co wywołało we mnie jeszcze więcej negatywnych
emocji co do niego, a wszystkie pozytywne – wyparowały w tej jednej chwili.
Będąc bliżej zdążyłam tylko zobaczyć twarz okładanego Jason’a. Miał całą twarz
zalaną krwistoczerwonym płynem, który znajdywał się już również na pięściach
Harry’ego. Krew…
- Przestań, proszę!
Przestań! – krzyknęłam z przerażenia, łapiąc Harry’ego za ramiona i starając
się odciągnąć go od chłopaka. Jednak
pewnie nawet nie odczuł moich szarpnięć, zdawał się mnie nie słyszeć. –
Harry, przestań! Zostaw go, on jest nieprzytomny! – wołałam do niego, zalana łzami
przerażenia, które ściekały po moich policzkach. Nie kontrolowałam ich. Tak
drastycznego momentu jeszcze nigdy nie widziałam na własne oczy, przyrzekam.
- Mówiłem ci kurwa,
że masz tam zostać! – krzyknął na mnie,
odwracając głowę w moją stronę. Jego ciemne oczy przeszyły lodowatym
spojrzeniem moją osobę. Teraz nie mogłam stchórzyć. Naprawdę nie mogłam.
Musiałam wreszcie przeciwstawić się chłopakowi, żeby ocalić już nieprzytomną
osobę. Mimo moich nieudolnych prób powstrzymania Styles’a jego pięści teraz nie
zważały na nic. Trafiały gdzie tylko mogły, byleby tylko były trafne. Kolejny
raz spróbowałam odciągnąć Harry’ego za ramiona, kiedy ja sama po prostu
zostałam opleciona od tyłu silnymi, męskimi ramionami i odciągnięta do tyłu.
Pisnęłam, próbując wyrwać się z mocnego uścisku, jednak moje szarpania i tak
nic nie dawały. Cholera jasna, dostanę po ryju jak nic, ewentualnie mnie
zapierdolą, albo gdzieś wywiozą. Pieprzony Styles, to wszystko jego pieprzona
wina!
- Harry! –
zawołałam. Jedyną osobą, która może mi teraz pomóc jest właśnie on. To takie
popierdolone uczucie wiedzieć, że moje życie może zależeć właśnie od niego.
Chłopak odwrócił
się w moją stronę, ale w momencie, w którym mnie zauważył, skutecznie został
odciągnięty w bok, powalony na ziemię i przyciśnięty do niej. Przestałam się
szarpać i piszczeć dopiero w momencie, w którym zobaczyłam jaskrawo-żółty napis
na kurtce mężczyzny obezwładniającego Harry’ego. Zamarłam. Kurwa mać. Policja.
_____________________________________________________
Przepraszam, że
rozdział tak późno, ale mam taki zapiździel w szkole, że nic sensownego
sklekucić się nie da, eh. Poza tym ostatnio nawet nie miałam głowy do pisania,
bo poszłam sobie na dwór a tu jak nie przyszedł drugi Ksaweruś to mnie tak
wypiździło, że ja prdl i teraz jestem przeziębiona, lol. No, ale co tam się tłumaczyć, to mało istotne,
prawda?
Dodałabym rozdział
wcześniej, ale dopiero teraz mam do tego głowę. Po prostu po spotkaniu moich
idoli (ROOM94) byłam tak bardzo podjarana, że chyba nie dodałabym nic co można byłoby
nazwać rozdziałem, hahah.